Rzecz działa się w Bodmin, w Kornwalii (Wielka Brytania). 73-letni Maurice Holder spadł z 12-metrowego urwiska i stracił przytomność. Złamał sześć żeber i doznał urazu głowy. Gdy się ocknął, jego pies, 11-letni Monty, mieszaniec labradora i pudla (labradoodle), czuwał przy nim. Kiedy zwierzak zobaczył, że mężczyzna odzyskał świadomość, zostawił go i pobiegł po pomoc. Trafił do pobliskiego pubu Borough Arms. Szczekał tak długo, aż przyciągnął uwagę jednego z klientów. Doprowadził go na miejsce wypadku. Wezwano ambulans.
Holder, mieszkaniec kornwalijskiego Newquay, tak opowiadał historię gazecie The Telegraph: "Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki. Stanąłem z rękoma w kieszeniach, słuchając szumu wody, kiedy nagle rozległ się straszny łoskot i ziemia się osunęła. Spadłem około 12 metrów, czułem się jakbym jechał szybką windą. Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny, 10-15 minut. Obudziłem się w wodzie, która sięgała mi do klatki piersiowej. Obok mnie siedział Monty".
Mężczyzna - dziadek ośmiorga wnucząt - uświadomił sobie, że jeśli chce się uratować, musi mimo urazu wdrapać się z powrotem na strome urwisko. - Monty pomógł mi wyjść z wody i odbiegł. Wrócił po jakimś kwadransie z miłym panem, który pomógł mi dostać się do samochodu. Wezwaliśmy karetkę - opowiadał poszkodowany. Odwieziono go do szpitala. Jak stwierdzili medycy, pomoc przyszła w samą porę i gdyby nie to, obrażenia mogły się okazać nawet śmiertelne.
- Monty to pies idealny. Nie zawsze zachowuje się wzorowo, ale jest lojalny i to się liczy. To najlepszy przyjaciel - konkluduje pan Holder.