Pewnego dnia Piotr Lipiński, dziennikarz specjalizujący się w reportażu historycznym i technogadżetomaniak, odkrył, że na jego stronie internetowej pojawia się zadziwiająco dużo ludzi z portalu Chomikuj.pl, na którym internauci udostępniają pliki. Oczywiście z naruszeniem praw autorskich. Okazało się, że ściągają okładkę jego książki o piątej komendzie WiN. Bo plik PDF już ściągnęli sobie za darmo z Chomika, a że każdy kolekcjoner chce, aby jego kolekcja ładnie wyglądała na półce (taki żart), uzupełniają go o okładkę. Piotrek napisał o tym na Facebooku i od znajomych dostał dużo dobrych rad. Jedni namawiali go, żeby doprowadził do usunięcia książki, ukarania pirata. Inni – żeby ułatwił życie internaucie i opublikował swoją książkę jako e-booka w przyjaznym do czytania formacie. I jeszcze na tym zarobił. Tak się stało: e-book „Piąta komenda" jest dziś do kupienia w polskich księgarniach internetowych Bezkartek.pl i Virtualo.pl, na Amazonie i jako aplikacja w Apple Store. Kosztuje kilka złotych.

To ważne, bo jeśli w ogóle coś odwiedzie przyzwyczajonego do wygody ściągania plików internautę od „piracenia", to tylko możliwość wygodnego, legalnego i taniego zakupu. Najlepiej jednym kliknięciem myszki. Nie jest też realna groźba, że siły porządku i obrony własności intelektualnej odetną nas od nielegalnych plików. Na miejsce zablokowanych serwisów wyrosną nowe, bo nie sposób ocenzurować całego Internetu. Właściciele zamkniętego ostatnio MegaUpload już tworzą nowy serwis muzyczny.

Wypożycz, nie kupuj

Nie wypadało pytać Piotrka, ile zarobił, ale jego e-book ostatnio był na pierwszym miejscu w kategorii self-publishing na Virtualo. Są oczywiście tacy mistrzowie, którzy na self-publishingu zarabiają krocie, jak autorka książek o wampirach Amanda Hocking, która w ciągu roku wzbogaciła się o 2 mln dol., czy autor kryminałów za 99 centów – John Locke. Self-publishing dobrze obrazuje ważną konsekwencję informatyzacji: możliwość masowego rozpowszechniania treści przez każdego internautę zmniejsza rolę pośredników, czyli wydawców albo koncernów muzycznych czy studiów filmowych. Ale umówmy się, nie każdy ma szansę zostać Amandą Hocking.

Czytaj więcej w "Przekroju"