– Powiedziałam po pierwszym dniu, że wychodzę. Chciałam iść do domu. Dowiedziałam się od kogoś, kto był na dyżurze, że jestem nieodpowiedzialną wariatką, że mogę zrobić dziecku krzywdę. Zadzwoniłam do koleżanki, lekarki od noworodków, porozmawiałam, wyjaśniłyśmy sobie wszystko, ona powiedziała, że jej zdaniem mogę wyjść na własne życzenie. Podpisałam papiery, że biorę odpowiedzialność za dziecko i z dziką satysfakcją zabraliśmy z partnerem Maćka do domu. A w domu zapaliłam papierosa, napiłam się wina i wkurzyłam się, że mi brzuch nie zszedł, bo myślałam, że zejdzie. I, o dziwo, to był najpiękniejszy tydzień, choć wszyscy mówią, że pierwszy tydzień z noworodkiem to koszmar. Straciłam rodziców i teraz znów miałam kogoś bliskiego. Jasne, że czułam się średnio, potrzebowałam rekonwalescencji, ale miałam kogoś, kto był cały czas przy mnie. Mój facet pojechał kupić jakieś rzeczy dla dziecka, bo nic nie mieliśmy. Koleżanki radziły mi, że coś trzeba kupić, a ja z przekory nie słuchałam tych podpowiedzi.
Co jeszcze doradzały koleżanki?
– Czym karmić dziecko. I żeby się za dużo nie ruszać, żeby dużo jeść, nie ćwiczyć i coś o kolorze jeszcze mówiły... I żeby nie otwierać okien, bo przeciąg. Przeciąg był cały czas, a Maciek nie choruje, ma sześć lat i nawet antybiotyku nie dostał nigdy. Zahartowany.
Kupujesz synowi lalki?
– Oczywiście.
A samochody?
– Samochody też. I pytam go, czy jest homo- czy heteroseksualny. Mówi, że jeszcze nie wie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie nawalonym testosteronem nastolatkiem, który jest chamski w stosunku do matki. Po porodzie do razu wróciłaś do pracy? – Tak. Trzy tygodnie po nim stałam na planie filmu. Lekarz powiedział mi, że to nieodpowiedzialne, bo stracę pokarm, i muszę dużo odpoczywać. A my po planie braliśmy rowery i jechaliśmy na Kazimierz. Z Maćkiem. Braliśmy go wszędzie. Do drugiej siedzieliśmy na mieście. Ludzie krzyczeli, że to skandal, że z dziećmi to się w domu siedzi, a nie po knajpach ciąga. Dzieci nigdzie najlepiej nie brać. Najlepiej niech matka siedzi w domu zamknięta trzy lata. Kiedy byłam we Włoszech, to wszędzie w knajpach były dzieci, nawet o drugiej w nocy, spały sobie w wózkach.
Matki w Polsce siedzą z dziećmi w domach.
– Wiem. Uważają, że to ich obowiązek. Nawet wykształcone, niby-nowoczesne kobiety z mojego środowiska tak robią. W sumie niewiele jest miejsc, gdzie można wyjść z dzieckiem. Teraz przynajmniej nie pali się w knajpach, ale kącików dla dzieci, zabawek nie ma.
W Nowym Wspaniałym Świecie są.
– W Warszawie jest z tym coraz lepiej. Można też chodzić do kogoś do domu. Ja przychodzę do znajomych z dzieckiem, siedzimy do jedenastej, dwunastej, dzieci się bawią, jeśli zasną, to uśpione wrzucam do taksy. Moi znajomi zazwyczaj nie idą na ósmą do pracy, więc dziecko nie musi o dwudziestej pierwszej spać w swoim łóżku. Może spać na kanapie u znajomych. Może będzie to dla niego urozmaicenie.
Ja zasypiałam na stole bilardowym w klubie, który prowadziła moja mama.
– I wyszłaś na ludzi. Nie wiem, czemu matki myślą, że muszą spędzić trzy lata w domu, że dziecko jest najważniejsze, ważniejsze od partnera, od nich. To błąd. Dziecko zaczyna męczyć matkę, bo ta spędza czas tylko z nim, staje się sfrustrowana, nerwowa. Niszczy się relacja z partnerem, bo dziecko jest od niego ważniejsze, od niego i od niej samej. Spędzam miesiąc w Paryżu i żyję tam jak studentka, bo kończę montaż filmu. Maciek zostaje z tatą. Po powrocie przyzwyczajenie się do dziecka zajmuje mi chwilę. I to jest normalne.Nie wyobrażam sobie, że jestem cały czas z dzieckiem i tylko z nim.
Wywiad opublikowany w tygodniku "Przekrój",
kwiecień 2012