Tekst z tygodnika "Uważam Rze"
W dniu, w którym umarła Amy Winehouse, miałem potężną biegunkę" – tak brzmi pierwsze zdanie najnowszej powieści Krzysztofa Vargi pod tytułem „Trociny". A ponieważ Varga to pisarz świadomy, a w każdym razie świadomy znaczenia pierwszego zdania w powieściach, możemy przewidzieć, co będzie nas czekało na kolejnych stronach książki. Będzie to aktualny, pełen odwołań do popkulturowych i obyczajowych konkretów, nazw, przedmiotów, wydarzeń, bardzo świeży, upstrzony różnego rodzaju fekaliami i wydzielinami, słowotok, z bohaterem, który nie będzie się cofał przed ujawnieniem własnej ohydy.
I Varga obietnicy zawartej w pierwszym zdaniu dotrzymuje. Kreując dziwnego bohatera – 50-latka z wiejskimi korzeniami, rozwodnika, mieszkającego w Warszawie komiwojażera, kursującego między Wrocławiem, Poznaniem a Krakowem – na 367 stronach wyśpiewuje potężny hymn obrzydzenia. Obrzydzenia własną rodziną, własnym gniazdem, polską wsią i wsiową Polską, światem kebabów, pielgrzymek, wstrętem do kolejnych żałób narodowych, ale i do nowomodnych imitatorskich zachowań nowych miastowych. Varga liczy najwyraźniej, że eskalacja bluzgów w cudowny sposób przemieni je w dzieło sztuki, a bohater – zadyszany od nienawistnych monologów – nie tylko rozbawi i zafascynuje, ale stanie się nosicielem jakiejś głębszej prawdy o współczesności, tak jak zdarzyło się w utworach Bernharda, Houellebecqa czy w „Dniu świra" Koterskiego.
Czy rzeczywiście zostały nam już tylko folklor i bezsilne plebejskie szyderstwo? Czy z Polski B nie popłynie mocne pozytywne przesłanie?
To zamierzenie, powiedzmy od razu, nie powiodło się, gdyż bluzg na własną ojczyznę od dawna jest zbiorem stereotypów przemielonych przez publicystykę i Internet, i wypowiedź taka jak „Trociny", płynąca po przewidywalnych korytach, nie jest niczym oryginalnym po niesmacznych książkach Kuczoka czy obrzydliwym „Dzienniku pisanym później" Stasiuka. Ataki na sakramenty i obrzędy Kościoła katolickiego, na sanktuaria w Częstochowie czy Licheniu są rzeczywiście czymś, co trzeba by skwitować jednym prostym hasłem, jakim zwykli komentować przewidywalne teksty internauci: ziew.