W związku ze śmiercią Stanisława Tyma przypominamy wywiad, jakiego udzielił Jackowi Cieślakowi w 2014 roku
„Rzeczpospolita”: We wstępie do zbioru pana felietonów Michał Ogórek wspomina, że gdy badał ze studentami zgodność tych tekstów z zasadami gatunku, nie mieściły się w konwencji.
Stanisław Tym: I dodaje też, że uczelnię tę szybko zamknięto!
Czytaj więcej
W wieku 87 lat zmarł Stanisław Tym, aktor, satyryk i felietonista - informuje tygodnik "Polityka". Niezrównane poczucie humoru sprawiły, że stał się jedną z ikon polskiej kultury.
A jakie felietony były dla pana wzorem?
Przede wszystkim przedwojenne „Kroniki Tygodniowe" Antoniego Słonimskiego. Generalnie czytałem przedwojennych autorów. A nawet XIX-wieczny krakowski „Czas". Właśnie tam dowiedziałem się, że felieton jest tekstem niezależnym od części redakcyjnej gazety i redakcja nie może ingerować w jego treść.
No to w latach 70. ta wykładnia była nie na czasie.
Oczywiście, wolność słowa była zagwarantowana tylko konstytucyjnie. W praktyce było zupełnie inaczej. Gustaw Gottesman, redaktor tygodnika „Literatura", zaskoczył mnie propozycją pisania w 1972 r. Znałem go i ceniłem. Był żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych, urzędnikiem rządu londyńskiego. Znaliśmy się z letnich wypraw do Krzyży na Mazurach, gdzie spotykał się latem krąg STS i przyjaciół. W „Literaturze" na ostatniej stronie drukował ze mną Andrzej Dobosz, z którym graliśmy w „Rejsie". Jeden felieton napisał też Janusz Głowacki, ale nie wiem, dlaczego tylko jeden. Politycznie pismem zarządzał Jerzy Putrament. Znałem go, ponieważ też pojawiał się na Mazurach i łowił ryby ze swojej wielkiej łodzi Rapa Nui. Zapraszał mnie na szczupaki, ale nigdy z nim nie popłynąłem. Przeczytałem tylko kawałek jego książki „Wrzesień" i na tym poprzestałem. „Szkoda papiera i atramenta/ Na wiersz Peipera i Putramenta" – powiedział już przed wojną Tuwim. I słusznie. Cenzura zdejmowała teksty, a on prawie nigdy ich nie bronił. Odszedłem, jak wyrzucili Gottesmana.