"Rzeczpospolita": Pana kontakty z Teatrem Wielkim - Operą Narodową zaczęły się właśnie od „Strasznego dworu".
Andriy Yurkevych
: Przyjechałem ze Lwowa, by podpatrzeć pracę w warszawskim teatrze i w 2001 roku trafiłem na okres, gdy Jacek Kaspszyk prowadził próby przed premierą „Strasznego dworu". Wiedział, czego chce od orkiestry, i muzyka Moniuszki miała niezwykłą energię. To było niesamowite, myślę, że zostało we mnie na całe moje dyrygenckie życie, zwłaszcza że wcześniej nie znałem oper Moniuszki. Chciałem wziąć do Warszawy partyturę „Strasznego dworu", ale jej nie znalazłem w Operze Lwowskiej. To dziwne, bo Lwów był po Warszawie drugim miastem, w którym wystawiono „Straszny dwór" w 1877 roku, a mnóstwo starych partytur się tam zachowało.
Z oryginalną wersją dzieł Moniuszki w ogóle jest kłopot.