Godzina 13.00; Warszawa, Kraków, Poznań, Wrocław –biura w dużych miastach przerzedzają się wyraźnie. Zbliża się czas lunchu. Białe kołnierzyki coraz częściej wychodzą zjeść poza biurem.
Według raportu „Polska na talerzu 2016", przygotowanego na zlecenie Macro Cash & Carry, 31 proc. spośród nas deklaruje, że wychodzi z biura, by zjeść lunch w trakcie pracy. Jeszcze kilka lat temu na obiad w restauracji w dni robocze chadzało się wyłącznie służbowo. Pretekstem do wyjścia z biura i zapłacenia sporej kwoty za posiłek był zazwyczaj klient albo biznesowy partner. Dziś coraz częściej wychodzimy zjeść z koleżanką lub kolegą z pracy, choć jeśli już mamy przerwę obiadową, to – w odróżnieniu od Włoch, Francji czy Hiszpanii – trwa ona nie dłużej niż pół godziny.
Skoro jest popyt, musi zwiększać się podaż. Przybywa typowych dla centrów biurowych „lunchowni", restauracje kuszą atrakcyjnymi ofertami. Dziś mało kto pamięta, że tzw. lunch menu pojawiło się w ofercie restauracji niespełna pięć lat temu.
Dopiero od 2012 roku kilka restauracji w centrum Warszawy zaczęło serwować specjalny zestaw obiadowy po bardzo atrakcyjnej cenie.
Dziś lunch menu składające się z dwóch lub trzech dań w cenie od 15 do około 30 złotych to norma w Warszawie i większości dużych miast w Polsce. Restauracje prześcigają się w jego uatrakcyjnianiu, proponując zamiast stałego zestawu wybór jednej przystawki i jednego dania głównego spośród trzech dostępnych. Inne proponują przystawkę z podstawowej karty, a danie główne do wyboru ze specjalnego zestawu dnia.