Na ekspozycji można zobaczyć zdjęcia, które artysta wykonał podczas licznych podróży. Cartier-Bresson (1908 – 2004) rozpoczął je w wieku 22 lat.

„Żyjąc, odkrywamy siebie samych – mawiał. – Podobnie jak świat wokół nas”. Przez blisko pół wieku był niemal cały czas w drodze. Przemierzył Azję i Amerykę Północną, Japonię i Związek Radziecki. W 1958 r. był w Chinach, by dokumentować wprowadzoną przez Mao Tse-tunga politykę „wielkiego skoku”. Choć komunistyczne władze kontrolowały każdy krok fotografa, udało mu się zebrać fascynujący materiał. Fotoreportaże ukazały się potem w największych europejskich i amerykańskich magazynach.

Ważne miejsce na wystawie zajmują portrety artystów i pisarzy. To właśnie Bresson zrobił najsłynniejszą fotografię Trumana Capote’a. Na zdjęciu wykonanym w 1947 r. w Nowym Orleanie młody pisarz siedzi na ogrodowej ławce ukrytej pośród bujnej zieleni. Fotograf lubił odwiedzać swych modeli w domach. Tak powstał znakomity portret Henriego Matisse’a przy klatce z gołębiami czy Williama Faulknera, który pozował z łaciatymi psami na podwórzu posiadłości w Oxfordzie w stanie Missisipi. Gdy pytano Cartier-Bressona, ile potrwa sesja, odpowiadał: „Dłużej niż u dentysty, krócej niż u psychoanalityka”.

Należał do współtwórców agencji fotograficznej Magnum. Przyjaźnił się z Robertem Capą, najsłynniejszym fotoreporterem wojennym. „Aparat jest dla mnie szkicownikiem, a także narzędziem intuicji, które w tym samym czasie stawia pytania i podejmuje decyzje – mawiał. – Zrobić zdjęcie to wstrzymać oddech i przywołać wszystkie nasze zdolności wobec ulotnej rzeczywistości”.