Malownicze zielone wzgórza między miasteczkami Valdobbiadene i Conegliano‚ na północ od Wenecji‚ od wieków inspirowały artystów. Tutaj przyjeżdżał na wakacje sam Dante Alighieri.
Dziś jednak obszar ten słynie bardziej z musującego wina prosecco‚ choć jego historia sięga czasów rzymskich. Nawet droga łącząca obie miejscowości nosi dziś nazwę nazwę La Strada del Prosecco.
Dla znawców sukces takiego wina zawsze był tajemnicą, nie jest bowiem dość wytrawne‚ nie powinno długo leżakować‚ nie powstaje klasyczną metodą szampańską‚ a w dodatku nie jest wytwarzane z żadnej znanej odmiany winogron. Swoje imię zawdzięcza właśnie temu ostatniemu – niemal nieznanemu na innych obszarach winiarskich nieco rustykalnemu‚ gorzkawemu szczepowi prosecco.
Moszcz‚ czyli sok z tej odmiany, fermentuje w dużych metalowych zbiornikach‚ podobnie jak w przypadku nie mniej słynnego asti spumante. Do otrzymanego w ten sposób wina dodaje się cukru i drożdży i ponownie poddaje je fermentacji, tym razem w zamkniętych pojemnikach‚ by zatrzymać naturalny gaz w winie. Potem prosecco razem z bąbelkami rozlewa się do „szampanek”‚ dbając‚ by wino nie przefermentowało do końca i zawierało nieco cukru.
Być może nawet sama nazwa wskazuje‚ że wino nie powinno być całkiem wytrawne‚ czyli secco. Ta niedokończona wytrawność zapewniła mu wielką popularność. Podczas gdy kiperzy zachwycają się pełną wytrawnością win musujących‚ przeciętny konsument sięgnie raczej po coś‚ co nie będzie wykrzywiało mu ust i w dodatku będzie pasowało do wszystkiego. Od porannej jajecznicy (Niemcy) po wieczorną kanapkę z szynką prosiutto (Włochy).