Autobiografia Helmuta Newtona, czyli erotoman o modzie

Życiorys słynnego fotografa to temat na filmowy scenariusz. Pięć lat po niemieckiej premierze trafia do nas jego „Autoportret”

Aktualizacja: 22.11.2007 07:01 Publikacja: 22.11.2007 01:34

Autobiografia Helmuta Newtona, czyli erotoman o modzie

Foto: Rzeczpospolita

Dla Newtona liczyły się dwie sprawy: seks i fotografia. Właśnie w takiej kolejności. Pierwszej erekcji doświadczył w wieku czterech lat i od tej pory nieustannie zakochiwał się w jakiejś damie.

Tak zaczyna się autobiografia jednego z najwybitniejszych współczesnych fotografów. Rzecz jasna, Newton nie trudził się spisywaniem wspomnień. Dyktował je bądź nagrywał. Efekt – niechlujny, pełen kolokwializmów, mówiony styl. Pomimo że od strony literackiej książce można sporo zarzucić, i tak pochłania się ją jednym tchem.

Berliński Żyd, potomek zamożnego producenta guzików i mamisynek, zapowiadał się na zblazowanego bon vivanta. Jak sam mówi, zawód zdobył dzięki… Hitlerowi. Zimą 1938 roku wsiadł na statek płynący do Singapuru, w ten sposób unikając nazistowskich represji.

18 lat, dobra prezencja i aparat fotograficzny – oto cały majątek, jaki zabrał do Chin, gdzie zastała go II wojna. Zamiast zaciągnąć się do Legii Cudzoziemskiej, co pierwotnie planował, dał się internować i wywieźć do Australii. „Na pewno czekałaby mnie strzelanina i straszliwy wysiłek fizyczny. A ja lubię się pieprzyć, a nie napieprzać”, pisał z rozbrajającą szczerością.

Erotomańskie skłonności nie przeszkodziły mu wytrwać ponad pół wieku w związku małżeńskim z tą jedną, jedyną – australijską aktorką June Brown. Oddaną i wyrozumiałą. Miał też szczęście parać się dziedziną, w której nieustannie obcował z płcią piękną. A kobiety wyczuwały zachwyt, z jakim Newton na nie patrzył. Przez okulary i obiektyw.

Fotograf do końca swoich dni – a dożył 84 lat – nie stracił powodzenia u pań. Nic dziwnego. Miał urok, żywy umysł oraz jakiś niebywały entuzjazm życiowy. W berlińskim muzeum jego imienia podziwiałam go na zdjęciach. Widziałam też stroje, jakie nosił w późnym wieku. Naprawdę klasa!Pierwszą część „Autoportretu” Newton poświęcił wspomnieniom. Berlińskie dzieciństwo, trzy lata w Singapurze, wojna i okres powojenny w Australii, wyjazd (już z żoną) do Europy, potem przeprowadzka z Anglii do Francji via Australia (ponownie), następnie Ameryka, powrót na Stary Kontynent i ostateczna przystań w Monako…

Kiedy stawiał pierwsze kroki jako fotograf mody, nie była to profesja zbyt dochodowa ani prestiżowa. Śledząc losy Newtona, obserwujemy jednocześnie, jak rośnie prestiż zawodu, jakiemu się poświęcił.I oto pod koniec lat 60. fotograf mody pracujący dla najpopularniejszych magazynów stał się postacią kultową. Newton wspominał modną paryską knajpę, którą „tłumnie odwiedzali młodzieńcy z sześcioma nikonami na szyi, mimo że nie pracowali. Wszyscy młodzi ludzie chcieli być fotografami mody”. W pewnej mierze przyczynił się do tego film Antonioniego „Powiększenie” (1966), inwazja pop-artu i ogólnie niespokojna aura – zapowiedź młodzieżowej rewolty.

Zdaniem Helmuta Newtona, lata 60. i 70. to najbardziej twórczy okres w fotografii mody. Wszyscy wtedy prześcigali się w pomysłach, „tworząc zabawne zdjęcia, które były czymś więcej niż prezentacją ubrań”. Z rozczuleniem wspomina magię ówczesnych pokazów kreacji w wielkich domach mody i ofiarne modelki, gotowe godzinami pozować w najtrudniejszych warunkach. Autobiografię zamyka wybór ulubionych prac fotografa, dopełnionych anegdotami o okolicznościach, w jakich powstały. Przy okazji poznajemy niektóre sekrety warsztatu mistrza. Prawie nigdy nie zamykał się w studiu, większość swoich zdjęć wykonał w plenerze.Według mnie to najciekawsza część książki. W tej partii autor już nie popisuje się podbojami, lecz odsłania kulisy swej pracy. Ujawnia jej trudy i komplikacje, przyznaje się do pewnych obsesji, fascynacji, zauroczeń.

Helmut Newton nie lubił, gdy tytułowano go artystą. Twierdził, że sukces odniósł dzięki komercji i zdrowej konkurencji w dziedzinie fotografii mody.

Helmut Newton , AUTOPORTRET wydawnictwo słowo/obraz terytoria , Gdańsk 2007

Dla Newtona liczyły się dwie sprawy: seks i fotografia. Właśnie w takiej kolejności. Pierwszej erekcji doświadczył w wieku czterech lat i od tej pory nieustannie zakochiwał się w jakiejś damie.

Tak zaczyna się autobiografia jednego z najwybitniejszych współczesnych fotografów. Rzecz jasna, Newton nie trudził się spisywaniem wspomnień. Dyktował je bądź nagrywał. Efekt – niechlujny, pełen kolokwializmów, mówiony styl. Pomimo że od strony literackiej książce można sporo zarzucić, i tak pochłania się ją jednym tchem.

Pozostało 86% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"