Ubranie na stoku to nie tylko kwestia elegancji, ale także zdrowia i bezpieczeństwa. Kilka lat temu byłam we włoskim Livigno. Mróz 30 stopni, na wyciągu człowiek pokrywał się szronem. Z powodu niskiej temperatury i silnego wiatru orczyki bez spuszczanej „budy” ochronnej w ogóle zamknięto. Kiedy wyciągi zatrzymują się na górze, co często się zdarza, trzeba spędzić nieruchomo w powietrzu czasem kilkanaście minut. Można zmarznąć na kość. Oczywiście nie brakuje śmiałków, którzy jeżdżą z gołymi głowami i sprawiają wrażenie, że niczego im nie brakuje. Osobiście bym tego nie zniosła. Należę do zmarzluchów, a szczególnie marzną mi ręce. Żadne rękawiczki nie są dla mnie wystarczające. Dlatego co roku, gdy zbliżają się ferie, zaczynam kombinować, co by tu włożyć, żeby było ciepło i – co również ważne – żeby nie wyglądać jak babka matrioszka. Każda kobieta o tym myśli, kupując strój narciarski. Mam już kolekcję zaawansowanych technologicznie podkoszulków, polarów, golfów, wszystkie z instrukcjami, co i jak się nosi, pod co, na co, w jakiej kolejności itp. Jestem przeciwniczką syntetyków, choć wiem, że dziś raczej panuje nastawienie na technologie.
Kiedy Polacy zaczęli masowo wyjeżdżać za granicę na narty, można ich było poznać na stoku po umundurowaniu z Alpinusa. Dziś wyglądamy bardziej różnorodnie, zmieszaliśmy się z wielobarwnym tłumem. W porównaniu z niektórymi Niemcami i Austriakami, którzy kochają się w kombinezonach typu „szelest” w przeraźliwie jaskrawe maziaje, Polacy prezentują się nieźle. Osobiście najbardziej lubię stroje narciarskie stonowane, jednokolorowe. Biały wygląda ładnie, ale jest słabo widoczny na stoku. Czarny jest zawsze elegancki. Lubię Włoszki i Francuzki w Pradach i Chanel, ale raczej nie bywam w kurortach typu Kstaad, gdzie jest ich największy wysyp.
Pierwsza warstwa stroju ma wchłaniać pot, druga grzać
Czasem widzi się okazy narciarskie naprawdę godne zainteresowania, choć z Pradą niemające wiele wspólnego. W zeszłym roku spotkaliśmy w Austrii dwoje Polaków, małżeństwo już po sześćdziesiątce, ubranych w stroje, jako żywo, z lat 70. – 80. Narty Polsporty, wiązania Alpiny, płócienne plecaki, on miał spodnie tzw. narciary z wełny, model już tak niemodny, że znów modny na zasadzie vintage (ten pan o tym chyba tak nie myślał). Ale jacy byli z nich narciarze! Kiedy ci w north face’ach przyglądali się stokowi, by następnie pługiem zacząć zsuwać się na dół, starsi państwo już zdążyli zjechać i wjechać z powrotem na górę. Nie strój zatem czyni narciarza, jednak strój daje ciepło, wygodę i dobrze działa na samopoczucie.
Oto kilka moich rad skonsultowanych z instruktorem narciarstwa.