Obraz z „Gwiezdnych wojen”: wielotonowa, supernowoczesna konstrukcja świateł i kolumn unosi się pod stropem hali 02 World niczym kosmiczny lotniskowiec. Operatorzy zapinają pasy i sprawdzają gotowość świetlnych baterii ponad widownią, która pęka w szwach. Każdy chce zobaczyć nowych królów poprocka, którzy zdetronizowali U2.
Jeszcze dwa tygodnie temu Bono planował wydać nową płytę w październiku. Po tym jak „Viva la vida” Coldplaya od czerwca rozeszła się w 5 mln egzemplarzy – przełożył premierę na nowy rok. U2 nawet nie podjęli walki. Niepodzielne dotąd rządy Bono na muzycznej scenie pomogła obalić „Wolność prowadzącą lud na barykady” z obrazu Delacroix, reprodukowana na okładce „Viva la vida”. Zaczęła się nowa muzyczna era: era Coldplaya.
Jeszcze kilka taktów „Nad pięknym, modrym Dunajem” Straussa i przyciemnione światła wydobywają sylwetki muzyków stojących w kręgu na scenie. Grają instrumentalne „Life in Technocolor” do motywu santuru, instrumentu używanego w Iranie i Iraku. To muzyczno-polityczny protest przeciwko wojnom. Chris Martin śpiewa wprost: nie chcę walczyć przez całe życie, nie chcę zemsty i wszystkich jej przyjaciół!
Hasła nowej moralnej rewolucji głoszone przez Coldplay robią wrażenie kaprysu dzieci bogatej brytyjskiej klasy średniej. Dobrze im się powodzi, a z myślą o promocji nowej płyty przebrały się w kostiumy autorstwa Stelli McCartney, córki sir Paula. Martin nosi spodnie z lampasami, ponad kolanem ma wszytą łatę, rękaw wojskowej kurtki – przewiązany rebelianckimi opaskami.
Jednak sceniczna kreacja była wsparta emocjami. Wokalista Coldplaya ciągle był w ruchu, skakał i tańczył, jakby nie nosił ciężkich wojskowych buciorów, tylko lekkie trampki na sprężynach. Nawet kiedy zasiadł za pianinem, by wykonać samodzielnie „The Hardest Part” i „Postcards From Far Away” – nie mógł wytrzymać na miejscu. Pomiędzy akordami gestykulował, zwrócony w stronę widzów. Napęd do występu dawała mu tylko muzyka i radość ze spotkania z fanami. Głosząc hasła moralnej odnowy, nie zabrnął w ślepy zaułek jak rockowe gwiazdy minionych czterech dekad. Pozostaje abstynentem.