Coldplay – nowi królowie poprocka

Show w Berlinie. Anglicy mają pewny tytuł wykonawcy roku. Płyta „Viva la vida” sprzedała się w 5 mln egzemplarzy. Na koncerty nie można się dostać. Do Polski nie przyjadą, bo nie ma odpowiedniej sali

Publikacja: 18.09.2008 01:01

Chris Martin lider, gitarzysta i pianista Coldplaya, prywatnie mąż Gwyneth Palthrow, najsłynniejszy

Chris Martin lider, gitarzysta i pianista Coldplaya, prywatnie mąż Gwyneth Palthrow, najsłynniejszy bard 2008 r.

Foto: AFP

Obraz z „Gwiezdnych wojen”: wielotonowa, supernowoczesna konstrukcja świateł i kolumn unosi się pod stropem hali 02 World niczym kosmiczny lotniskowiec. Operatorzy zapinają pasy i sprawdzają gotowość świetlnych baterii ponad widownią, która pęka w szwach. Każdy chce zobaczyć nowych królów poprocka, którzy zdetronizowali U2.

Jeszcze dwa tygodnie temu Bono planował wydać nową płytę w październiku. Po tym jak „Viva la vida” Coldplaya od czerwca rozeszła się w 5 mln egzemplarzy – przełożył premierę na nowy rok. U2 nawet nie podjęli walki. Niepodzielne dotąd rządy Bono na muzycznej scenie pomogła obalić „Wolność prowadzącą lud na barykady” z obrazu Delacroix, reprodukowana na okładce „Viva la vida”. Zaczęła się nowa muzyczna era: era Coldplaya.

Jeszcze kilka taktów „Nad pięknym, modrym Dunajem” Straussa i przyciemnione światła wydobywają sylwetki muzyków stojących w kręgu na scenie. Grają instrumentalne „Life in Technocolor” do motywu santuru, instrumentu używanego w Iranie i Iraku. To muzyczno-polityczny protest przeciwko wojnom. Chris Martin śpiewa wprost: nie chcę walczyć przez całe życie, nie chcę zemsty i wszystkich jej przyjaciół!

Hasła nowej moralnej rewolucji głoszone przez Coldplay robią wrażenie kaprysu dzieci bogatej brytyjskiej klasy średniej. Dobrze im się powodzi, a z myślą o promocji nowej płyty przebrały się w kostiumy autorstwa Stelli McCartney, córki sir Paula. Martin nosi spodnie z lampasami, ponad kolanem ma wszytą łatę, rękaw wojskowej kurtki – przewiązany rebelianckimi opaskami.

Jednak sceniczna kreacja była wsparta emocjami. Wokalista Coldplaya ciągle był w ruchu, skakał i tańczył, jakby nie nosił ciężkich wojskowych buciorów, tylko lekkie trampki na sprężynach. Nawet kiedy zasiadł za pianinem, by wykonać samodzielnie „The Hardest Part” i „Postcards From Far Away” – nie mógł wytrzymać na miejscu. Pomiędzy akordami gestykulował, zwrócony w stronę widzów. Napęd do występu dawała mu tylko muzyka i radość ze spotkania z fanami. Głosząc hasła moralnej odnowy, nie zabrnął w ślepy zaułek jak rockowe gwiazdy minionych czterech dekad. Pozostaje abstynentem.

Stojąc na czele armii, która wyrzekła się przemocy, prowadził zespół do muzycznego ataku po obu stronach sceny. Gigantyczna hala uniemożliwiała bliski kontakt ze wszystkimi widzami, ale Martin przebijał się przez zasieki sektorów w stronę środka płyty, korzystając z dwóch wybiegów. Kiedy zgasły światła i można było pomyśleć, że to już koniec – muzycy jak spod ziemi wyrośli za tylnymi rzędami, skąd fani mieli najdalej do sceny. I zagrali akustyczną wersję „The Scientist”. Wokalista dominował w zespole, ale nie tracił kontaktu z pozostałymi muzykami i niczego im nie narzucał. Kilkakrotnie porozumiewał się w sprawie wyboru piosenki, a gdy padło na „Death Will Never Conquer” – oddał mikrofon perkusiście Willowi Championowi.

Po sukcesach Coldplaya grupa U2 przesunęła premierę nowej płyty na 2009 r.

Uderzająca była dynamika i lekkość nowych kompozycji Coldplaya, co dało się odczuć zdecydowanie bardziej niż na płycie. Są w nich reminiscencje rocka progresywnego, zwłaszcza Genesis – w trzyczęściowej minisuicie „42”, oraz U2. Ale grupa przewietrzyła dawne brzmienia, dzięki czemu koncertowe wykonania robiły wrażenie muzyki sfer, przestrzennej, trójwymiarowej. „Viva la vida” mogła być ciężkim motywem gitarowym, jednak Martin z kolegami dali jej oprawę skocznej orkiestry i pianina, sami wystąpili w roli chóru. Ich otwartość – poza rytmami bliskowschodnimi – podkreślały afrykańskie w „Strawberry Swing”.

Z muzyką świetnie komponowały się azjatyckie lampiony, które transmitowały obrazy ze sceny. Podczas „Lovers in Japan” szybowały ponad fanami wielobarwne bibułki – płatki kwiatu wiśni. A w finałowym „Yellow” wysoki głos Martina spotkał się z chóralną odpowiedzią fanów. Pokojowa rewolucja zatacza coraz szersze kręgi.

Więcej informacji o zespole www.coldplaying.com

Obraz z „Gwiezdnych wojen”: wielotonowa, supernowoczesna konstrukcja świateł i kolumn unosi się pod stropem hali 02 World niczym kosmiczny lotniskowiec. Operatorzy zapinają pasy i sprawdzają gotowość świetlnych baterii ponad widownią, która pęka w szwach. Każdy chce zobaczyć nowych królów poprocka, którzy zdetronizowali U2.

Jeszcze dwa tygodnie temu Bono planował wydać nową płytę w październiku. Po tym jak „Viva la vida” Coldplaya od czerwca rozeszła się w 5 mln egzemplarzy – przełożył premierę na nowy rok. U2 nawet nie podjęli walki. Niepodzielne dotąd rządy Bono na muzycznej scenie pomogła obalić „Wolność prowadzącą lud na barykady” z obrazu Delacroix, reprodukowana na okładce „Viva la vida”. Zaczęła się nowa muzyczna era: era Coldplaya.

Pozostało 81% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla