Po wydanej przed dwoma laty żywiołowej płycie „Śpiewam życie” Edyta Geppert proponuje album subtelniejszy i spokojniejszy. Wyrafinowane orkiestrowe aranżacje Krzysztofa Herdzina przybliżają wokalistkę do hollywoodzkiej stylistyki - płyta przypomina nagrania Barbry Streisand.
Nastrojowość przeplata się z dowcipem, delikatny śpiew z monumentalnymi partiami wokalnymi. Starsze piosenki z muzyką Krajewskiego i tekstami Agnieszki Osieckiej brzmią tu szlachetniej i bardziej elegancko, a w kilku nowych Geppert – na przekór swym możliwościom – śpiewa skromnie.– Album jest spełnieniem marzenia, które nosiłam w sobie od lat. Zawsze chciałam nagrać płytę wyłącznie z piosenkami Seweryna Krajewskiego – mówi Geppert „Rz”. – Nigdy dotąd nie miałam śmiałości go o to prosić. Seweryn, o ile wiem, nie jest hojny w obdarowywaniu śpiewających artystów swoimi kompozycjami.
Równie długo wahała się niegdyś, gdy zamierzała podejść do Marka Grechuty i zapytać, czy mogłaby zaśpiewać jedną z jego piosenek. Odpowiedział: – Pani może śpiewać wszystkie moje piosenki.
Jej pozycja w polskiej muzyce jest wyjątkowa, dobrze ilustruje ją utwór otwierający album: „Bo już nic nie muszę”. – Spokojnie kroczę własną drogą, wykonując zawód najlepiej, jak potrafię i tak, jak go rozumiem. Jestem świadoma, jak działa rynek muzyczny. Na szczęście mam swój świat, przyjaciół, publiczność. To mi w zupełności wystarcza.
Geppert daje około stu recitali rocznie, koncertuje przy pełnych salach. Z myślą o niej piszą znakomici kompozytorzy i tekściarze. Nowy album jest dwunasty w jej dorobku, dotychczasowe rozeszły się w półtoramilionowym nakładzie. Mimo to o jej popularności wiadomo niewiele, bo wokalistka - jak sama mawia - nie interesuje się show-biznesem, a on rewanżuje się jej tym samym. - Prawdziwa niezależność artystyczna nie jest dobrze widziana. Bardzo trudno ją utrzymać, cena jest ogromna – wyjaśnia „Rz”. – W efekcie nie ma mnie i moich piosenek zbyt dużo w telewizji i radiu. Duża wytwórnia, z którą na szczęście już rozwiązałam kontrakt, zrobiła niewiele żeby moje płyty dotarły do ludzi. Miałam wrażenie, że były wydawane wręcz konspiracyjnie.