Brzmienie nadaje sens życiu

Wybitny saksofonista opowiada o inspiracjach i poszukiwaniach. W niedzielę zagra w Polsce

Publikacja: 07.11.2008 00:53

Ornette Coleman

Ornette Coleman

Foto: Rzeczpospolita, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

[b]Rz: Kiedy postanowił pan zostać muzykiem?[/b]

[b]Ornette Coleman:[/b] Zawsze lubiłem słuchać muzyki, ale chciałem też grać. Prosiłem matkę o instrument, jednak stale brakowało pieniędzy. – Kupię ci – powiedziała – kiedy trochę odłożymy. Aby jej pomóc, zostałem czyścibutem i przez cztery lata przynosiłem zarobione pieniądze. Tuż przed liceum, kiedy miałem 15 lat, matka dała mi odłożoną sumę. Byłem szczęśliwy, mogłem wreszcie kupić wymarzony saksofon altowy. Pamiętam, że kiedy zacząłem na nim grać, wydawało mi się, jakbym to robił od zawsze. Ale wiedziałem, że to dopiero początek i muszę się uczyć. Zacząłem szukać książek, dużo ćwiczyłem. Dziś myślę, że pozwalając mi na kupienie saksofonu, matka uratowała moje życie.

[b]Próbował pan kogoś naśladować?[/b]

Znałem już wielu muzyków, każdy był lepszy ode mnie, więc pytałem o wskazówki, przesiadywałem z nimi, chodziłem na koncerty. To były moje lekcje muzyki. Chciałem grać cokolwiek, nieważne co, nieważne z kim. Ponieważ wychowywałem się w Fort Worth w Teksasie, spotykałem najróżniejszych muzyków. Tam mieszały się idee, style, rasy.

[b]Kiedy spostrzegł pan, że gra inaczej niż wszyscy?[/b]

W różnych zespołach szukałem brzmień, harmonii, po których byłbym rozpoznawany. Już w dzieciństwie, kiedy tylko słuchałem, zwracałem uwagę na to, czym gra jednego saksofonisty różni się od drugiego. Gdy sam zacząłem komponować, starałem się znaleźć właściwą dla mnie formę ekspresji. Zobaczyłem wtedy wyraźnie, jak bardzo moja muzyka różni się od innych.

[b]A czym się różniła?[/b]

Jasną konstrukcją i prostotą środków.

[b]Napisał pan jeden z najpiękniejszych utworów współczesnego jazzu, który stał się standardem – „Lonely woman”. O czym pan wtedy myślał?[/b]

O moich relacjach z innymi. Chciałem pokazać, kim jestem, jaka jest moja wiedza, jakie ma znaczenie. Jak ją zdobywać, a potem przekazywać komuś innemu. Lubiłem grać ten temat, bo pokazywał, co wiem o życiu i czego się jeszcze nie dowiedziałem.

[b]Kto pierwszy użył terminu free jazz, odnosząc go do pana muzyki?[/b]

Nie wiem. Określenie pojawiło się na jednej z moich płyt, ale już wtedy funkcjonowało w środowisku. Nie mam nic przeciwko, bo podkreśla różnorodność idei i swobodę ich prezentowania. Przyznam, że to określenie pomogło mi wykonywać moją muzykę. Kiedy wcześniej nazywano ją bebopem, napotykałem na opór słuchaczy. Zabieraj się stąd, mówili. A ja grałem bebop na swój sposób. Nazywanie muzyki nie ma dla mnie znaczenia. Liczy się brzmienie.

[b]Zadał pan kiedyś retoryczne pytanie: jakie jest brzmienie brzmienia? Co pan miał na myśli?[/b]

Brzmienie jest sygnałem uniwersalnym, nadaje sens naszemu życiu. Odróżnia nas od innych. Pozwala innym rozpoznać, co myślimy, a nam określić samych siebie. Starając się znaleźć odpowiedź na pytanie, które postawiłem, poznajemy siebie coraz lepiej.

[b]Jak słuchacze reagowali na pana odmienność?[/b]

Niektórzy mówili: nie możesz grać w ten sposób. Inni wyrywali mi saksofon.

[b]Próbował ich pan przekonać?[/b]

Nie chciałem nikomu nic narzucać, po prostu wychodziłem. I starałem się grać coraz lepiej.

[b]W pewnym momencie przeniósł się pan z Los Angeles do Nowego Jorku. Tam lepiej przyjęli tę muzykę?[/b]

Reakcje były inne. Poczułem się swobodniejszy. Muzycy byli bardziej profesjonalni, otwarci na nowe idee.

[b]Jak zmieniała się pana muzyka?[/b]

Zaczynałem jak każdy, grając popularne piosenki, bluesy, rhythm and bluesy. Najważniejsza zmiana zaszła, kiedy zacząłem komponować. Wtedy lepiej zrozumiałem potrzebę poznawania muzyki. Uczę się cały czas i dziś łatwiej mi wyrazić, co czuję i myślę.

[b]Czy rozmawiał pan o muzyce z innymi jazzmanami w Nowym Jorku, Milesem Davisem czy Johnem Coltranem?[/b]

Spotykaliśmy się, ale nie rozmawialiśmy o muzyce. Zagrajmy razem – proponowałem zwykle. Czuliśmy i rozumieliśmy się jak rodzina. Przypominały mi się czasy młodości, kiedy to inni muzycy zapraszali mnie do swoich zespołów.

[b]Dlaczego w pewnym okresie grał pan na plastikowym saksofonie zabawce?[/b]

Znalazłem w nim brzmienie, które mi się spodobało. Do dzisiaj używam różnych instrumentów: skrzypiec, trąbki, ale najczęściej sięgam po saksofon.

[b]Co pana inspiruje?[/b]

Idea. To najsilniejszy impuls, który mobilizuje mnie do pisania.

[b]Pat Metheny powiedział mi, że dla niego jedyną inspiracją jest sama muzyka. [/b]

Można sprowadzić muzykę do teorii i terminów specjalistycznych, ale tak nie opiszemy wszystkiego, co się w niej dzieje. Przecież w grze Coltrane’a można usłyszeć jego specyficzny humor. W nagraniach Charliego Parkera – jego logikę. Biorąc do ręki instrument, musisz wiedzieć, co chcesz powiedzieć swoją muzyką, określić jej ideę. Wybór tonacji, zagranie dźwięków o odpowiedniej wysokości w pewnych odstępach czasu nie wystarczy.

[b]Czym jest dla pana improwizacja?[/b]

To najbardziej osobista z form wypowiedzi. Improwizując, wyrażamy siebie i tylko siebie, uwalniamy swoją duszę.

[b]Do czego muzyka jest ludziom potrzebna?[/b]

Do wyrażania uczuć, a szczególnie miłości. Kiedy mówisz: kocham, nie myślisz o samym słowie i jego znaczeniu, lecz o osobie, którą kochasz, o którą się troszczysz.

[b]Czy lubi pan słuchać muzyki?[/b]

Słucham wszystkiego. Lubię, jak ktoś jasno wyraża swoje myśli. I odnoszę to nie tylko do muzyki, także do książek, obrazów. Poznanie drugiego człowieka, jego idei, emocji, to najwspanialsze, co nam się w życiu przytrafia. Wierzę, że zostaliśmy stworzeni przez Boga i on jest w każdym z nas. Poznając innych ludzi i samego siebie, możemy się do niego zbliżyć.

[ramka][b]Ornette Coleman[/b] (ur. 1930)

– największy obok Charliego Parkera i Milesa Davisa innowator jazzu, prekursor free i muzyki, którą sam nazwał harmolodyczną.

Gra na saksofonie altowym, trąbce i skrzypcach. Przez wiele lat był niedoceniany, dopóki pod koniec lat 50. nie zaczął nagrywać dla wytwórni Atlantic. Do historii jazzu przeszły albumy: „The Shape of Jazz To Come” i „Free Jazz”. Jest laureatem Nagrody Pulitzera za ostatni album „Sound Grammar” i Grammy za całokształt twórczości. Koncertuje rzadko, a jego występy są wydarzeniami, każdy wnosi do muzyki coś nowego[/ramka]

[ramka]Recenzja koncertu online w poniedziałek[/ramka]

[ramka]6. Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej

[srodtytul]9 listopada[/srodtytul]

- w kościele św. Maksymiliana Kolbego zagra kwartet innowatora i zarazem jednego z najważniejszych muzyków w historii jazzu Ornette Colemana

[srodtytul]13 listopada[/srodtytul]

- w Bielskim Centrum Kultury wystąpi niecodzienny duet: saksofonista, klarnecista John Surman i organista Howard Moody

[srodtytul]27 – 29 listopada[/srodtytul]

- w BCK odbędzie się pięć koncertów artystów skupionych, podobnie jak Surman, w wytwórni ECM Records

[srodtytul]27 listopada[/srodtytul]

- trębacz Tomasz Stańko przedstawi nową wersję swych kompozycji z albumu „Peyotl Witkacy”, a towarzyszyć mu będzie Andrzej Smolik na instrumentach klawiszowych

[srodtytul]28 listopada[/srodtytul]

- argentyński bandoneonista Dino Saluzzi i niemiecka wiolonczelistka Anja Lechner zagrają muzykę z albumu „Oyos Negros”

- tego samego wieczoru wystąpi po raz pierwszy w Polsce trio marokańskiego wirtuoza lutni arabskiej oud Anouara Brahema

[srodtytul]29 listopada[/srodtytul]

- posłuchamy brytyjskiej wokalistki Normy Winston

- swój kwartet z trębaczem Franco Ambrosettim przedstawi czeski kontrabasista Miroslav Vitous, współzałożyciel grupy Weather Report

[srodtytul]5 grudnia[/srodtytul]

- w kościele św. Andrzeja Boboli koncert jazzowych kolęd w opracowaniu pianistki Carli Bley, towarzyszyć jej będzie septet z basistą Steve’em Swallowem[/ramka]

[b]Rz: Kiedy postanowił pan zostać muzykiem?[/b]

[b]Ornette Coleman:[/b] Zawsze lubiłem słuchać muzyki, ale chciałem też grać. Prosiłem matkę o instrument, jednak stale brakowało pieniędzy. – Kupię ci – powiedziała – kiedy trochę odłożymy. Aby jej pomóc, zostałem czyścibutem i przez cztery lata przynosiłem zarobione pieniądze. Tuż przed liceum, kiedy miałem 15 lat, matka dała mi odłożoną sumę. Byłem szczęśliwy, mogłem wreszcie kupić wymarzony saksofon altowy. Pamiętam, że kiedy zacząłem na nim grać, wydawało mi się, jakbym to robił od zawsze. Ale wiedziałem, że to dopiero początek i muszę się uczyć. Zacząłem szukać książek, dużo ćwiczyłem. Dziś myślę, że pozwalając mi na kupienie saksofonu, matka uratowała moje życie.

Pozostało 89% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"