W Wielkiej Brytanii często się okazywało, że najdroższe i ekskluzywne kosmetyki przegrywały z tańszymi markami sprzedawanymi w supermarketach.
Tymczasem tylko niewiele polskich marek stosuje reklamę porównawczą, a inni unikają jej jak ognia. – Ktoś powinien zacząć to robić. Kupiłam krem za 300 zł i na specjalnej stronie internetowej wpisałam jego skład. Okazało się, że wart jest dziesięciokrotnie mniej. Poczułam się oszukana. Dlaczego nikt rzetelnie nie porównuje prawdziwych parametrów nie tylko kremów, ale też jedzenia czy elektroniki? – pyta Anna Wiśniewska (pracuje w dziale HR wiodącej firmy doradczej).
[wyimek]Wystarczy skrzyknąć znajomych prezesa i już powstaje opiniotwórczy test[/wyimek]
Oglądamy standardową reklamę kremu przeciwzmarszczkowego do twarzy dla kobiet po 40. Uśmiechnięta 20-latka mówi o zaletach kosmetyku, a na ekranie czytamy, że 90 proc. kobiet już po kilkukrotnym zastosowaniu szybko zauważyło efekty. Mało kto jest w stanie wyłowić błyskawicznie znikającą informację, że badanie przeprowadził producent na grupie 100 klientek.
Ostatnio na plakatach jednej z firm kosmetycznych producent powołuje się na testy przeprowadzone jedynie na grupie 30 osób. Słowem, wystarczy skrzyknąć znajomych prezesa i już powstaje opiniotwórczy test. Po co wynajmować specjalną firmę i płacić za rzetelne badania. – Chodzi o efekt, jaki wywołuje reklama. Większość klientów nie jest dociekliwa, a reklamy i tak zrobią swoje – mówi incognito pracownik dużej międzynarodowej firmy kosmetycznej.