[b]Rz: Jaką książkę odłożyła pani na Boże Narodzenie, obiecując sobie, że ją wreszcie przeczyta?[/b]
Magda Umer: Święta to jedne z nielicznych dni w roku, kiedy nie czytam. Za dużo wrażeń, ludzi, hałasu. Ale leżą sobie przy łóżku, cieszą oczy i czekają na swoją kolej. Bo czytanie jest moim najmilszym codziennym zajęciem. Wymaga luksusu, ciszy i skupienia. Mam zawsze odłożone kilkanaście książek. I ciągle brakuje mi czasu, żeby coś zobaczyć albo przeczytać, mimo że ciągle coś oglądam i czytam. Teraz kończę wspomnienia Marii Sapieżyny i chcę zacząć „Obronę szaleństwa” Woody’ego Allena, a nie mam kiedy.
[b]To gruba książka?[/b]
Cieńsza niż „Rozmowy z Woodym Allenem”, wywiad rzeka, który powstawał przez 30 lat. Pochłonęłam go szybko, bo mi się spieszyło do kolejnej książki, ale chciałabym przeczytać jeszcze raz, na spokojnie. Przez moje życie przetoczyły się losy tylu ludzi na kartach książek albo na celuloidzie, że przestałam zapamiętywać fabuły. Bo już wiem, że nie one są najważniejsze. Nie wiem, czy oni się rozwiedli, czy pobrali. Pojechali do Ameryki czy do Afryki? Czasem nie wiem nawet, czy umarli, czy żyli długo i szczęśliwie. Natomiast pamiętam, jak na siebie patrzyli i jak za sobą tęsknili. Czyli interesuje mnie literatura interakcji, nie akcji. Wolę książki prawdziwe, lubię dzienniki, listy.
[b]Ma pani taką półkę, parapet, na który odkłada wszystkie tytuły „na później”? [/b]