Nie ma znaczenia, że czasami jest to pasza dziwnej treści. W tym względzie nikt nie dorówna rosyjskiemu Aerofłotowi i dotychczas jeszcze podawanej „aeropticzce”, ćwiartce kurczaka niezmiennie surowego pod pachami. Ale linie oszczędzają dzisiaj, na czym tylko się da. Najłatwiej jest ciąć wydatki na pasażerach ekonomii. Ci na ucztę nie mają co liczyć, jeśli w ogóle mogą liczyć na cokolwiek. Czasami dostaną bułkę, od której zęby odbijają się jak od piłki gumowej, albo wacianą kanapkę, specjalność British Airways. LOT podaje gigantyczne buły, których ugryzienie grozi wypadnięciem szczęk z zawiasów. W środku tego specjału można trafić na kawałek sera lub szynki, tak przezroczysty, że gdyby nie pacnięto go keczupem, nie wiadomo byłoby, że rzeczywiście tam jest.
Do historii przeszły LOT-owskie gorące śniadania na trasie Warszawa – Paryż, kiedy podawano zamiennie pierogi z serem lub z mięsem. Biznesowa elita odpychała energicznie tacki z łososiem i batonikiem Prince Polo, kategorycznie domagając się pierogów, a rodowici Francuzi nie ukrywali, że z ich powodu wybierają Lot, a nie Air France. Stewardesy przemycały chyłkiem tacki z pożądanym specjałem do kabiny pilotów. – Same to lubimy – tłumaczyły.
Natomiast wielkie linie na długich trasach prześcigają się w dogadzaniu pasażerom, zwłaszcza lepszych klas.
W szwajcarskim Swissie króluje kuchnia krajowa w lekkiej samolotowej wersji. Lufthansa, która w ostatnich latach przekształciła się z kulinarnej poczwarki w motyla, karmi daniami z całego świata. Naturalnie jeśli nie wysadzi wcześniej pasażera za zbyt duży kapelusz. Z kolei arabskie Emirates mają dla podróżnych prawdziwą orgię smaków na pokładzie. Pasażerowie lecący lepszymi klasami mogą zjeść
w wypasionej poczekalni, a trufle i kawior będą im spadały z talerza. Linie azjatyckie dają do wyboru jedno danie regionalne. Wtedy roznosi się mieszanka aromatów – ryżu jaśminowego, sosu rybnego czy koreańskiej kiszonej kapusty kimchi. Kiedy się to wszystko je, jest w porządku. Kiedy tylko wącha, gorzej. Najgorzej jest jednak w dusznej kabinie być kibicem tradycyjnego azjatyckiego okazywania zadowolenia po jedzeniu, czyli głośnego bekania.