Od ponad 20 lat byli właściciele ziemscy, w ogóle byli właściciele, czekają na ustawę reprywatyzacyjną.
Ostatni projekt ustawy (zgłoszony w listopadzie 2008 r.) przygotowany pod kierownictwem wiceministra skarbu Krzysztofa Łaszkiewicza (który od lat współtworzy kolejne projekty) tak został skrytykowany przez Radę Legislacyjną, że w efekcie nie wyszedł poza ministerstwo. Organizacje poszkodowanych zgodnie mówią o braku woli politycznej w przeprowadzeniu ustawy. Zresztą, co ważne dla akcji „Rz“, projekt ten nie zakładał żadnych zwrotów obiektów w naturze, zatem ustawa i tak nie brałaby w opiekę resztek założeń dworskich, które są w stanie rozsypki. Z 10 tysięcy obiektów przed wojną zostało ok. 1000.
Najdziwniejsza w postępowaniu rządów po 1989 roku jest niechęć do stworzenia prawa, które realnie ratowałoby popadające w ruinę zabytki architektury polskiej. Ministerstwo Kultury zajmuje się co prawda ich dokumentacją, ale to tylko obraz rzeczywistości materialnej, a nie sama rzeczywistość. Nie słyszałam o żadnej deklaracji ministra Bogdana Zdrojewskiego na temat konieczności ratowania ostatnich dworów i założeń parkowych zapisanych w literaturze i historii. Minister skarbu Aleksander Grad pozwala, by resztki pięknych obiektów - skarbów państwa polskiego popadały w ruinę. Ministrowi rolnictwa Markowi Sawickiemu zależy tylko by Agencja Nieruchomości Rolnych popegeerowskie dwory sprzedawała z zyskiem.
O wiele dworów od kilkunastu lat procesują się i upominają polscy obywatele, którzy mogliby odtworzyć ich przerwany los. Problem tych nieruchomości, co do których są roszczenia potomków dawnych ziemian, powinien być rozwiązany na mocy osobnej ustawy.
Bo nie o oddanie 5 czy 10 procent wartości tu chodzi, ale o dobro narodowe. Nie jestem pewna jednak, czy dla ministrów to pojęcie jest zrozumiałe.