Hiphopowy klown obraża

Premiera płyty Eminema. Wraca biały raper, który kąsa wszystkich i ze wszystkiego drwi. Znów jest naczelnym kpiarzem Ameryki, ale to nieszczęśliwy komediant uzależniony od leków

Publikacja: 18.05.2009 01:01

Marshall Mathers, czyli Eminem

Marshall Mathers, czyli Eminem

Foto: WireImage/Universal

Eminem jest chyba najbardziej odpychającym i obleśnym gwiazdorem muzycznym – jego wideoklipy to prowokujące kabarety, stylizowane na rozrywkę kategorii B. Są kiczowate peruki, ośmieszające kostiumy, odgłosy wymiotów i puszczania wiatrów. Są niewybredne żarty i parodie, a oberwać może każdy. Pozew złożyli urażeni Michael Jackson i Christina Aguilera, a nawet matka rapera, której w jednej z piosenek dobitnie „podziękował” za pozbawione opieki dzieciństwo.

Trudno sobie wyobrazić, co myślała Mariah Carey, była kochanka Eminema, o utworze „Puke”, opisującym, jak na samą myśl o niej muzykowi chce się rzygać. A gdy żona Eminema usłyszała piosenkę, w której mąż fantazjuje o zamordowaniu jej, próbowała popełnić samobójstwo. Był rozwód, a jakiś czas później ponowny ślub i ponowny rozwód.

Wizerunek wroga publicznego numer 1 i niesmaczne dowcipy bardzo Eminemowi pomogły. Nie ma w historii hip-hopu białego rapera, który odniósłby sukces komercyjny na taką skalę. Przeniósł hip-hop w sferę pop i z przekąsem przyznaje, że powtórzył manewr Elvisa Presleya: wziął muzykę czarnych, wykorzystał po swojemu i sprzedał białym nastolatkom. A przy okazji bulwersował i zarabiał.

Swego czasu Eminem był najlepiej sprzedającym się solowym artystą na świecie, w ciągu tygodnia kupowano 2 mln płyt. Jednak jego kariera jest czymś więcej niż festiwalem schlebiającym przeciętnym gustom.

Marshall Mathers – to jego prawdziwe nazwisko – jest świetnym raperem. Z jego muzyki emanuje testosteron i złość chłopaka dorastającego bez miłości, na biednych przedmieściach. Potrafi autentyczne doświadczenia i skrajnie nieprzyjemne uczucia przełożyć na fantastyczne wersy, które tną jak brzytwa i nie chybiają celu. Robi to w niepowtarzalny sposób – nosowym głosem, który moduluje jak w radiowym teatrze, udając złośliwego konferansjera. Rap jest sztuką słowa i indywidualnego stylu: Eminem osiągnął w obu tych sferach najwyższy poziom.

Płyta „Relapse”, która dziś trafia do polskich sklepów, nie zaskakuje. Ale Mathers jest w formie i jeśli po tygodniu znów będzie na szczytach list sprzedaży, to zasłużenie. Zresztą, wobec przeraźliwej nudy, jaką wieje dziś z komercyjnego rapu, nawet powtórka z Eminema jest jak orzeźwiający powiew.

W singlowym „We Made You” muzyk wraca do kostiumu błazna: jest aktorem w teatrze popkultury, ale potrafi ocenić sytuację. Wyszydza taśmową produkcję gwiazd, tępą pogoń za popularnością i głupotę świata rozrywki. To najmocniejszy utwór, reszta jest mniej chwytliwa, ale ciekawa, a muzyka dobrze współgra z intensywnym rymowaniem. Dominują ciężkie podkłady – z przewagą naturalnych, surowych brzmień perkusyjnych. Ich oprawa jest minimalna: pojawiają się smyczki, trąbki, oszczędnie wykorzystywane klawisze. To brzmienie się nie przeterminuje, przyjemnie będzie do niego wracać.

Raper zaczyna prosto z mostu – w „3 a. m.” fantazjuje o zabójstwach, a z „My Mom” dowiadujemy się, że to matka ponosi winę za jego uzależnienie od leków. „Mamusia kochała valium, dlatego jestem, jaki jestem” – powtarza w refrenie. Pigułki, pastylki i recepty to najczęściej powracający na płycie temat i udręka Eminema. Szczególnie brzmią wersy w „Dejá vu” o bezskutecznej próbuje wyrwania się z matni prochów i alkoholu. Czerwona lampka zapala się zawsze, gdy jego wystraszona córka zauważa, co się z nim dzieje.

Pogrążony w depresji Mathers powtarza: „Już na tej drodze byłem”. I cytuje fana, który na imprezie mówił mu: „Stary, jesteś taki zabawny, powinieneś być komediantem!”, co raper pod nosem kwituje: „Kłopot w tym, że jestem”. Na ironię on, który uwielbia kpić z plastikowych księżniczek, na przykład z Britney Spears, ma z nią wiele wspólnego. Oboje trawi podobne nieszczęście, jej ostatnia płyta „Circus” oraz jego nowe utwory to zapis tego samego smutku: osobistego cierpienia, gaszonego tabletkami. Uwięzieni w popowym cyrku, mogą tylko jedno: uciekać w muzykę, nie przestawać grać.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autorki

[mail=p.wilk@rp.pl]p.wilk@rp.pl[/mail][/i]

[ramka][i]Eminem[/i]

[b]Relapse[/b]

Universal, 2009[/ramka]

Eminem jest chyba najbardziej odpychającym i obleśnym gwiazdorem muzycznym – jego wideoklipy to prowokujące kabarety, stylizowane na rozrywkę kategorii B. Są kiczowate peruki, ośmieszające kostiumy, odgłosy wymiotów i puszczania wiatrów. Są niewybredne żarty i parodie, a oberwać może każdy. Pozew złożyli urażeni Michael Jackson i Christina Aguilera, a nawet matka rapera, której w jednej z piosenek dobitnie „podziękował” za pozbawione opieki dzieciństwo.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem