Ale tak jest wówczas, gdy flirt ten ma się zakończyć spełnieniem. Tymczasem są różne rodzaje flirtu. Charlotte Culain, francuska socjolog, wyróżniła cztery podstawowe: poważny, kiedy już na pierwszy rzut oka wiemy, czujemy, że to właśnie on czy ona, i wtedy flirt rzeczy- wiście ma do czegoś konkretnego prowadzić; okolicznościowy – np. w windzie w stosunku do sympatycznej współpracownicy; celowy, który jest trochę manipulacją – celowo flirtujemy z sekretarką szefa, bo chcemy coś u niego załatwić; oraz grzecznościowy – gdy nie wypada nie flirtować, załóżmy na wyjeździe integracyjnym.
Ja okolicznościowo bardzo często flirtuję z panią w warzywniaku i ta pani bardzo ładnie na to odpowiada. Poprawiamy sobie nawzajem humor. Sprawdza się w momencie naszego flirtowania kolosalne dla psychologii i socjologii odkrycie – działanie neuronów lustrzanych. To one sprawiają, że gdy się do kogoś uśmiechamy, zaczepiamy go troszeczkę, to zaczepiana osoba odpowiada nam uśmiechem i też jest gotowa na flirt. Dlatego ja polecam flirtowanie z każdym i doskonalenie siebie w tej sztuce.
[b]Skoro flirt jest taką przyjemnością, wręcz afirmacją życia, to dlaczego określenia „flirciarz”, „flirciara” mają takie pejoratywne zabarwienie?[/b]
Bo zbyt wiele osób myli flirt z podrywem czy wręcz, jak mówiliśmy, molestowaniem. Bo nie umiemy flirtować. Bo reagujemy na flirt speszeniem i dystansem – boimy się, że zabrniemy w niebezpieczne rejony. Ludzie boją się też, że za dużo o sobie powiedzą, za dużo pokażą podczas flirtowania i nie spełnią oczekiwań drugiej osoby. Wolą więc ukrywać się za maską, fasadą.
Flirtowanie jest mało znane i źle pojmowane także dlatego, że nie flirtujemy w życiu publicznym. Nikt z polskich VIP-ów nie pokazuje, że umiejętność flirtowania to pożądana cecha. Politycy na Zachodzie flirtują publicznie z dziennikarkami na konferencjach prasowych lub ze swymi żonami wręcz w świetle reflektorów. Obama uroczo flirtował z Angelą Merkel i nie sądzę, że robił to po to, by, za przeproszeniem, zaciągnąć ją do łóżka. Na pewno też Merkel nie była z powodu tego flirtu obrażona. Tymczasem w Polsce osoba publiczna może co najwyżej nazwać dziennikarkę „małpą w czerwonym”.