Tak jak to bywało w przeszłości, zapowiedź jej kolejnej wizyty w Polsce zelektryzowała melomanów. W końcu to najlepsza pianistka na świecie.
Po raz pierwszy przyjechała do Warszawy w 1965 r., by wygrać chopinowską rywalizację. „To był konkurs Marthy Argerich – wspominał Stefan Wysocki w książce „Wokół dziesięciu Konkursów Chopinowskich”. – Wspaniała młoda osoba z Argentyny, nie tylko fenomenalna pianistka, nie tylko znakomita interpretatorka, która oprócz pierwszej nagrody otrzymała tradycyjną nagrodę Polskiego Radia za najlepsze wykonanie mazurków, ale też pani o tak wielkim wdzięku, że zauroczyła wszystkich. Ale to zauroczenie nic a nic nie miało wspólnego z jej miejscem w konkursie. Była po prostu najlepsza, i to najlepsza bezkonkurencyjnie. I – jak wiemy z perspektywy czasu – nie straciła nic ze swego blasku zarówno pianistycznego, jak i osobistego”.
15 lat później, w 1980 r., znów pojawiła na Konkursie Chopinowskim, tym razem jako jurorka. Stała się jego bohaterką, gdy w proteście przeciw wyeliminowaniu Ivo Pogorelicia zrezygnowała z zasiadania w jury. Jeszcze więc jeden cytat z książki Stefana Wysockiego: „Było to jej zdanie, bo na szczęście w ocenie sztuki każdy ma na dany temat tylko własne zdanie. Więc nie chodzi o to, czy miała rację czy nie. Ważne, że wykazała charakter, że broniła swoich racji i jeśli w coś uwierzyła, wierzyła w to konsekwentnie. Jest nie tylko wielką artystką, ale przede wszystkim praktykiem-fachowcem o najwyższych kwalifikacjach”.
Z tamtego okresu pozostały w polskich archiwach nagrania. Martha Argerich wystąpiła na koncercie inaugurującym Konkurs Chopinowski w 1980 r., wykonując koncert b-moll Czajkowskiego z orkiestrą Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Kazimierza Korda. Kilka miesięcy wcześniej z tym zespołem zagrała koncert a-moll Schumanna. W latach 90. obie interpretacje Marthy Argerich firma CD Accord przypomniała na płycie live.
Być może jest ona jeszcze do dostania, bo warto jej słuchać nieustannie, skoro wymagający krytyk Bohdan Pociej napisał z zachwytem o tych nagraniach: „Artystka wnika głęboko w sedno romantycznego żywiołu w ekspozycjach gry solowej i w dialogach z orkiestrą. Porusza się w tym żywiole jak u siebie, współczesna wydaje się tamtym kompozytorom, grająca w ich obecności, z pełną ich kompozytorską aprobatą i zachwytem”.