Tak więc można zobaczyć coś stylowego, co przystoi w absolutnie każdym towarzystwie, wybrać opcję ryzykowną, z miejsca kłującą w oczy swymi kolorami, albo też zdecydować się na rzecz skrojoną tak nieporadnie, że mimochodem zabawną.
Wcale nie jest tak tradycyjnie, jak być miało. Max Klezmer Band traktuje bowiem muzykę żydowską jako punkt wyjścia do improwizacji, żartów, odważnych dźwiękowych aluzji. Od klezmerów bierze głównie tempo i transowy rytm. Świetnie pasuje zarówno do kameralnych klubów, jak i wielkich festiwali, może grać przy okazji rocznic, jak również pofolgować sobie przy okazji jam sessions.
Równie oczekiwanym gościem jest Haydamaky, a to za sprawą wydanej wespół z Voo Voo płyty. Przypomniano sobie, iż ukraiński band to „Europa, jakiej jeszcze nie znaliśmy”, czyli energiczna, odkrywcza muzyka. Przez blisko 20 lat istnienia muzycy od karpackiego folkloru dotarli bowiem do punktu, gdzie stare krzyżuje się z nowym, spokojny dub prowadzi walkę z żywiołowym ska punkiem, a rap zdobi rock’n’roll.
Drugi z występujących zespołów, Russkaja, z powodzeniem idzie eklektycznym, wytyczonym przez kolegów szlakiem. Multietniczna grupa najlepiej czuje się w Austrii, ale w trasy wyrusza chętnie. Repertuar ma żartobliwy, by wspomnieć tylko naświetloną w jednym z utworów historię Zaporożca. Referując pokrótce – odrestaurowany w pijackim widzie samochód prowadzi się sam.
Do grona żartownisiów należy również Ivan Mladek i jego Banjo Band. Co ciekawe, bardziej bawi Polaków niż Czechów, rozumiejących przecież teksty jego niewybrednych utworów. Słynny „Jożin z Bażin” cieszy, bo wraz z klipem potwierdza rodzimy stereotyp południowego sąsiada.