Nie po raz pierwszy jazz spotyka się z muzyką klasyczną. Chopinem zajmowali się choćby Andrzej Jagodziński czy Włodzimierz Nahorny, a nawet Tomasz Stańko. Potem był Karol Szymanowski m.in. tria RGG, w ub. roku znakomitą płytę inspirowaną muzyką Henryka Mikołaja Góreckiego nagrali bracia Oleś.
Teraz przyszła kolej na Ignacego Jana Paderewskiego i Pawła Kaczmarczyka, 35-letniego pianistę i dynamiczną osobowość polskiego jazzu. Może właśnie z powodu swego charakteru to on zainteresował się legendarnym wirtuozem fortepianu i kompozytorem, którego utwory do tej pory nie fascynowały innych. A szkoda.
Płyta poprzedzona zresztą koncertami inspirowanymi Paderewskim (granym zresztą w bardziej kameralnym składzie tria). Na tym albumie, szóstym w dorobku Pawła Kaczmarczyka, liderowi i pomysłodawcy towarzyszy aż 15-osobowa sekcja instrumentów dętych, a podstawowe trio pianisty zostało rozbudowane o egzotyczne instrumenty perkusyjne i elektronikę.
A przecież punktem wyjścia był „Album tatrzański", cykl sześciu utworów fortepianowych na dwie lub cztery ręce skomponowanych przez Paderewskiego w latach 80. XIX wieku. Wówczas potraktowano je jako nowatorskie sięgnięcie do góralskiego folkloru, dziś ten jej walor spowszedniał.
Rozumie to dobrze Paweł Kaczmarczyk, jazzman niedający się zaszufladkować w jednym stylu. Utwory Paderewskiego potraktował jako punkt wyjścia do tworzenia własnej muzyki. Owszem, są na tej płycie te sama podhalańskie cytaty co u Paderewskiego („W murowanej piwnicy"), ale sześć fortepianowych kompozycji przerodziło się w dziewięcioczęściową, niemal orkiestrową suitę.