Synowie Sinatry

Dusk, Connick Jr., Cullum i Bublé sprzedają miliony albumów, balansując między rozrywką a sztuką

Aktualizacja: 23.11.2009 01:51 Publikacja: 20.11.2009 18:27

Michael Bublé

Michael Bublé

Foto: materiały prasowe

Ich nowe płyty właśnie trafiły do sklepów. Przedświąteczna gorączka, rozpoczynająca się w listopadzie, to dla croonerów wspaniały czas. Śpiewają amerykańskie standardy w aranżacjach inspirowanych jazzem i popem. Ich piosenki sączą się z głośników w butikach na Madison Avenue, Regent Street i w skromnej Galerii Centrum.

Od czasów Sinatry utarło się, że swingujący mężczyźni w eleganckich garniturach są ambasadorami dobrego smaku i wyszukanych brzmień. Ale croonerzy to też mistrzowie wizerunku nieustępujący Madonnie.

Szkolili się na weselach i bankietach, eleganckich, ale wykluczających ekstrawagancję czy artystyczne poszukiwania. Można im zarzucać, że są tylko refrenistami powielającymi dokonania innych. Łatwo dopatrzyć się interpretacyjnych powtórek, ale prawdą jest i to, że sięgając do wielkiego amerykańskiego śpiewnika, pełnią ważną rolę. Są kustoszami muzycznych archiwów. Utrzymują je w obiegu, nie pozwalają przeminąć.

W przeciwieństwie do gwiazd popu, które pożyczają i przetwarzają na potęgę, nie przyznając się do tego głośno, croonerzy są dumni z tradycji. Dziś tylko wnikliwi słuchacze zadają sobie trud sprawdzenia, kto jest autorem piosenki i kto ją śpiewał pierwszy. Stuletnia historia muzyki rozrywkowej ulega kompresji. Przestaje mieć znaczenie, kto był pionierem, a kto kopistą. Croonerzy okazują się jedynymi uczciwymi facetami. Nie cierpią na amnezję. Znają dorobek mistrzów i składają im hołd. Każdy na swój sposób.

[srodtytul]Wytworne brzmienie [/srodtytul]

42-letni Harry Connick Jr., najstarszy z wielkiej czwórki, to szlachetny nudziarz, któremu można oddać się bez obaw. Nie zaprowadzi słuchaczy na ryzykowne terytoria, ale też nie narazi na fałszywe tony. Tytuł wypełnionej standardami płyty brzmi "Your songs", czyli twoje piosenki. Może dedykował je żonie, może publiczności – w każdym razie dał znak, że jest człowiekiem rozrywki.

Śpiewa, by sprawiać przyjemność innym. To skromny piosenkarz, zostawia miejsce wytwornym orkiestrowym aranżacjom. Takim, jakie lubi Barbra Streisand. Tyle że ona potrzebuje dla swego głosu szerokiej alei. Jemu wystarczy, że drepcze wąskim chodnikiem.

Więcej hałasu robi wokół siebie Matt Dusk, wypacykowany piękniś, który się stara, by jego wykonania były nieskazitelne. Poprzedni album nagrywał w tym samym studiu, w którym pracowali Frank Sinatra i Ella Fitzgerald. Teraz chciał, by "Good News" była idealną popową płytą. Czymś w rodzaju uniwersalnego "Thrillera" Jacksona, ale w jazzowej stylistyce. Wybierając piosenki z amerykańskich zbiorów, omijał evergreeny. Wyselekcjonował nieznane, świetne kompozycje. Powstała optymistyczna i dynamiczna kolekcja w nowoczesnej oprawie.

Michael Bublé nie zmienił kursu – stawia na przeboje i wyraziste melodie. Tym sposobem zapewnił już sobie ponad 20-milionową sprzedaż albumów i statuetki Grammy. Bublé ma piękny, zarazem chłopięcy i szlachetny głos, a większość utworów interpretuje subtelnie, łagodząc ich wyraz. Ma dzięki temu wierne wielbicielki, które na koncertach wpatrują się w niego z tym samym uwielbieniem, jakie w latach 40. żywiły wobec Sinatry uczennice w rozkloszowanych spódniczkach.

Nie wiadomo, czy to męski urok czy niesłabnąca magia repertuaru. Na krążku "Crazy Love" nie ma – wbrew nazwie – żadnych szaleństw, same pewniaki: "All of Me" czy "Georgia on My Mind". Ale gdy śpiewali je Billie Holiday i Ray Charles, emanowało z nich piękno zmieszane z autentycznym bólem. Bublé oferuje tylko ładne opakowanie.

[srodtytul]Pop w jazzowym stylu [/srodtytul]

W tym towarzystwie jedynie Jamie Cullum nie pasuje do stereotypu – jest nieprzewidywalny i ma innowacyjne zacięcie. Sięgał po rozrywkowe klasyki, ale też pracował z Pharrellem Williamsem, Radiohead i Clintem Eastwoodem. "The Pursuit" zaczyna się od nagrania z porywającą Count Basie Orchestra, a kończy jazzowym standardem opartym na tanecznym pulsie. Cover Rihanny "Please Don't Stop the Music" pokazuje, że Cullum wybrał jazz, bo tylko w nim czuje się swobodny.

Spadkobiercy Sinatry, choć wykonują popowe piosenki, zachowali przywilej muzyków jazzowych. Spotykają się z publicznością nie na stadionach, ale w małych salach. Mogą śpiewać, patrząc nam głęboko w oczy.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"