Na scenie Schiller Theater, gdzie na czas remontu zagościła berlińska Staatsoper, Krzysztof Warlikowski rozmieścił swoje teatralne zabawki: półprzezroczyste boksy, meble w stylu vintage, ekran i monitory, na których oglądać będziemy urywki filmów lub zbliżenia wykonawców.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/467802,1,578310.html]Zobacz galerię fotosów[/link][/wyimek]
Znów opowiedział o tym, co go najbardziej nurtuje. Ale po raz pierwszy uczynił to z ironią i dystansem. Wyśmiał wyznawane przez nas wartości, wśród których nawet religia staje się jedynie cząstką kultury masowej.
Berlińska Staatsoper powierzyła Polakowi „Żywot rozpustnika", utwór skomponowany przez Igora Strawińskiego 60 lat temu, ale wzorowany na XVIII-wiecznych opowiastkach z morałem. Kompozytor z poetą W. H. Audenem zabawił się znanym motywem paktu z szatanem. Wiejski prostaczek Tom Rakewell za sprawą tajemniczego Nicka Shadowa nagle staje się bogaczem i odrzuciwszy miłość skromnej Anny, zgłębia uciechy Londynu. Nie zaznaje jednak szczęścia, a po roku będzie musiał za to zapłacić duszą...
Warlikowski przenosi akcję z Anglii do ulubionej przez siebie amerykańskiej prowincji, w berlińskim „Żywocie rozpustnika" odnajdziemy klimaty jego monachijskiego „Oniegina" lub paryskiego „Tramwaju". Kiedy zaś przed wyruszeniem w świat Nick Shadow o wyglądzie Andy'ego Warhola całuje w usta Toma, można by oczekiwać, że będzie to znów historia o mrocznym pożądaniu.