Po 30 latach beztroskiego opalania się sauté naturyści stracili plażę San Onofre – podaje „Los Angeles Times". Zwolennicy natury uważają, że to przejaw łamania praw człowieka. Zwłaszcza że na kalifornijskich plażach nie tylko bawełna i nylon, ale i stanowe regulacje ograniczają samowolę wszystkich osób powyżej dziesiątego roku życia. Kara może spotkać te panie, które chcą się pochwalić zbyt głębokim dekoltem, albo panów, którzy cierpią na brak odpowiednio długich kąpielówek. Nie są też mile widziane matki publicznie karmiące oseski piersią. Całkowicie zakazane jest zaś zdejmowanie bikini na wszystkich publicznych plażach w pobliżu świata show-biznesu, czyli w hrabstwach Los Angeles i Orange. Tylko małe dzieci mogą cieszyć się słońcem tak jak biblijni Adam i Ewa.
Kalifornijskie prawo z 2000 roku dokładnie określa, od którego miejsca odsłonięte bikini oznacza nudyzm, a także ile wynosi mandat za chwilę zapomnienia. Ponieważ każde hrabstwo rządzi się innymi prawami, na pytanie: „ile i jak długo", jest tylko jedna odpowiedź: „to zależy". I tak na przykład w Santa Barbara i w Los Angeles za nadmierne odkrywanie ciała można ponieść karę w wysokości 500 dolarów i zostać aresztowanym do roku, a w San Diego tylko do pół roku.
Kalifornijskie zwyczaje, tak odmienne od dobrze znanego Polakom hiszpańskiego choćby „róbta, co chceta", na plażach, mogą nieco zadziwiać. Trzeba jednak pamiętać o purytańskiej tradycji panującej niegdyś w Stanach Zjednoczonych. Tyle że dziś ta purytańska świadomość Amerykanów wydaje się coraz bardziej rozdarta między dyscypliną nakazów i zakazów z przeszłości a dzisiejszą swobodą obyczajów.
Korespondencja z Los Angeles