Spośród grona młodych modnych zespołów indie CSS wyróżnia nonszalancja. To nie cyniczny spisek mający na celu wyciągnięcie od widzów pieniędzy bez dostarczenia czegoś w zamian, lecz raczej niezobowiązujące podejście do muzyki.
Trudno powiedzieć, czy będąca twarzą grupy Lovefoxx jest ładna czy nie, nie dałbym też złamanego grosza za jej wokalne umiejętności. Ale gdy zachęca: „Kochajmy się i posłuchajmy Death from Above", okazuje się zupełnie ujmująca.
CSS funkuje, punkuje, ostatnimi czasy reggae'uje nawet, nie przejmując się tym wszystkim szczególnie. Zespół jest oczywiście świadomy faktu, że gitary dotarły do klubów, wie, ile może zdziałać szczypta elektroniki, niemniej nie daje się zwariować. Liczy się lekkość kompozycji, nośność refrenu i ciuchy wygrzebane ze sklepów z tanią odzieżą w Sao Paulo.
Szpan nie przeszkodził ekipie w nagraniu trzech płyt. Debiutancka, zdecydowanie najlepsza w karierze „Cansei de Ser Sexy", została zauważona przez magazyny, które wypada dziś młodemu człowiekowi znać, a następnie zaadaptowana na potrzeby reklam, gier komputerowych i telewizji.
Jej amerykańską dystrybucją zajęła się kultowa (w niektórych kręgach) wytwórnia Sub Pop, która na swoją reputację zapracowała, wydając Sonic Youth, Nirvanę, ale też celebrytów sceny niezależnej – Fleet Foxes czy The Rapture. Brazylijczycy wystąpili na wielu ważnych festiwalach, w tym Glastonbury. W żadnym razie proszę nie dać się zwieść ich sposobowi bycia. Oni (a właściwie one – CSS to zespół w 75 proc. kobiecy) wiedzą, jak igrać z publicznością. I lubią to robić.