Stadion inspiruje

Michał Znaniecki | Jest artystą, który lubi pracować w plenerze i trudności. Trzeba wówczas uruchomić wyobraźnię

Publikacja: 08.06.2012 13:58

Michał Znaniecki

Michał Znaniecki

Foto: materiały prasowe

Ma 43 lata, a niedawno świętował 20-lecie pracy artystycznej. Zadebiutował wcześnie: spektaklem zrealizowanym w 1993 r. dla mediolańskiej La Scali. Był najmłodszym reżyserem w jej dziejach. Stało się to możliwe, gdyż studia reżyserskie podjął w legendarnym w Piccolo Teatro di Milano kierowanym przez Giorgio Strehlera.

Jubileusz obchodził we Wrocławiu, bo choć pracuje w wielu krajach, do Opery Wrocławska wraca najchętniej. Tu wystawił m. in. świetnego „Rigoletta", „Samsona i Dalilę" „Cosi fan tutte", „Hagith" i „Ester", a ostatnio „Otella". Jest twórcą wielkich inscenizacji plenerowych Opery Wrocławskiej: „Napoju miłosnego" na Pergoli, „Otella" na Wyspie Piaskowej czy „Turandot" na Stadionie Olimpijskim.

– W plenerze relacje między sceną a widownią zmieniają się – mówi Michał Znaniecki – trzeba szukać nowych rozwiązań oraz wzruszeń tam, gdzie je chciał sprowokować kompozytor. Następnie trzeba to przefiltrować przez setki metrów stadionu, tysiące rozlokowanych w oddali widzów. Trzeba użyć baletu czy gry świateł, aby odsłonić tajemnice dzieła. Czasami pomnożyć postaci, czy je „roztańczyć", ale wszystko po to, aby przekazać zamierzenia autora i kompozytora.

Przyznaje, że to trudne wyzwanie i dlatego uwielbia takie spektakle. Inscenizacji w plenerze uczył się we Włoszech, wystawiając m. in. „Sen nocy letniej" Szekspira z muzyką Mendelssohna.

– Dają niesamowitą frajdę – mówi. – Nie wymyśla się wówczas niczego przy biurku czy w łóżku, to place czy parki same podsuwają konkretne rozwiązania, a przede wszystkim zmuszają do innego traktowania utworu. Nie można zbytnio zagłębiać się w psychologię postaci lub w intymne interpretacje. One są odpowiednie na scenie teatralnej, kiedy widz ma bliski kontakt z aktorem. W plenerze trzeba operować tłumami wykonawców i wizjami, a jednocześnie nie spłycić dzieła.

W zrealizowanej dwa lata temu „Turandot" linie Stadionu Olimpijskiego jako konstrukcji architektonicznej zainspirowały go do zbudowania spirali Muru Chińskiego, który przechodził w płaszcz tytułowej bohaterki tej opery, której akcja rozgrywa się w Pekinie. W „Balu maskowym" murawa boiska stanie się wielkim zegarem, mechanizmem naszego czasu. Średnica jego tarczy ma wynosić 30 metrów, wskazówki zegara będą ośmiometrowe. Będą też znaki zodiaku.

– Od prywatnej historii miłosnej istotniejsza będzie kosmologia życia człowieka – zapowiada – choć oczywiście usłyszymy sporo przebojów i zobaczymy fantastyczne sceny choreograficzne w grocie czarownic. A w końcowym balu udział weźmie też publiczność.

Nie opowiada się jednoznacznie za jedną z dwóch wersji tej opery, umieszczającej akcję w Sztokholmie lub Bostonie. - Mój „Bal maskowy" rozegra się gdzie w nie do końca sprecyzowanym geograficznie i historycznie mieście, które zostanie zbudowane na stadionie. Klimatem przypominać będzie osady z „Wiedźmina". Zależy mi również na różnicowaniu nastroju, by lepiej wyjaśnić, dlaczego władca, który śpiewa tak szlachetne arie, jest tak znienawidzony przez swoich poddanych.

Nie złości się, gdy w pracy musi liczyć się z rozmaitymi ograniczeniami. – Lubię, gdy od początku zostaną wytyczone granice, których nie mogę przekroczyć – przyznaje. – To pozwala lepiej organizować pracę. Chcę mieć określony budżet inscenizacji, a to, czy będzie niski czy wysoki, ma mniejsze znaczenie. Muszę wiedzieć, ile mam czasu na próby. Sytuacje pełnej swobody to w rzeczywistości utopia. Limity w teatrze zawsze istnieją, tylko nie zawsze dowiadujemy się o nich odpowiednio wcześniej.

Nad przygotowaniem „Balu maskowego" na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu Michał Znaniecki pracuje od dwóch lat. W tym czasie dostał też propozycję realizacji tej samej opery jako wielkiego widowiska w Massadzie, na pustyni, obok ruin słynnej twierdzy. – To będzie jednak zupełnie inna inscenizacja – zapowiada. – Massada jest wielkim przedsięwzięciem biznesowym, publiczność przyjeżdża tam jeden raz na spektakl. To są turyści opery, a we Wrocławiu świadomi widzowie.

Ma 43 lata, a niedawno świętował 20-lecie pracy artystycznej. Zadebiutował wcześnie: spektaklem zrealizowanym w 1993 r. dla mediolańskiej La Scali. Był najmłodszym reżyserem w jej dziejach. Stało się to możliwe, gdyż studia reżyserskie podjął w legendarnym w Piccolo Teatro di Milano kierowanym przez Giorgio Strehlera.

Jubileusz obchodził we Wrocławiu, bo choć pracuje w wielu krajach, do Opery Wrocławska wraca najchętniej. Tu wystawił m. in. świetnego „Rigoletta", „Samsona i Dalilę" „Cosi fan tutte", „Hagith" i „Ester", a ostatnio „Otella". Jest twórcą wielkich inscenizacji plenerowych Opery Wrocławskiej: „Napoju miłosnego" na Pergoli, „Otella" na Wyspie Piaskowej czy „Turandot" na Stadionie Olimpijskim.

Pozostało 83% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"