Pamięć pod strażą

Po śmierci sławnej osoby nie brakuje chętnych do zadbania o jej spuściznę. Ostatnie słowo i tak może należeć jednak do urzędu patentowego

Publikacja: 09.06.2012 01:01

Aleksandra Iwanowska uporządkowała wiele spraw ks. Jana Twardowskiego

Aleksandra Iwanowska uporządkowała wiele spraw ks. Jana Twardowskiego

Foto: Fotorzepa, Marcin Łobaczewski MŁ Marcin Łobaczewski

Tekst z tygodnika Uważam Rze

O istnieniu Michała Rusinka – asystenta, sekretarza i tłumacza Wisławy Szymborskiej – do chwili śmierci noblistki wiedzieli tylko nieliczni. Najwierniejsi wielbiciele jej twórczości i krakowski salon. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, obecnie doktor i wykładowca na tej uczelni, pracę u Szymborskiej rozpoczął tuż po przyznaniu poetce Nagrody Nobla. Jak podaje Wikipedia – w której Rusinek ma już własne hasło – dzięki pośrednictwu swojej promotorki prof. Teresy Walas.

Odkąd jednak w zimny, lutowy dzień Rusinek wzruszająco żegnał Szymborską na cmentarzu Rakowickim, zna go cała Polska. – W niebie jest podobno pani ulubiona Ella Fitzgerald, więc pewnie słucha jej pani teraz, paląc papierosa i pijąc kawę. Ale równocześnie może być teraz pani z nami. Zostawiła nam pani sporo do czytania i do myślenia. Dziękujemy, pani Wisławo – przemawiał nad urną noblistki, a zgromadzeni na cmentarzu i przed telewizorami ocierali łzy.

Od tej pory sekretarz dzieli czas między porządkowanie spuścizny po noblistce i medialne występy. Bo gdy wielcy umierają, na plan pierwszy wysuwa się tło. Rodzina, przyjaciele, sekretarze, opiekunowie, sanitariusze.

A zarządca spuścizny sławnej osoby – zwłaszcza gdy nie pozostawiła bliskiej rodziny – ma do zrobienia wiele. Zazwyczaj to on dysponuje prawami autorskimi i decyduje o tym, w jaki sposób do masowej publiczności będą docierać utwory zmarłego. Przede wszystkim te najbardziej ekscytujące, bo niepublikowane za życia.

Wicenoblista bryluje w mediach

Zaangażowanie Michała Rusinka jest ponadprzeciętne. Dopraszany do dyskusji bryluje w kolejnych programach telewizyjnych, wypowiadając się na tematy coraz bardziej odległe od literatury. W „Drugim śniadaniu mistrzów" Marcina Mellera perorował o Breiviku i o katastrofie smoleńskiej. „Nie ma faktów, są tylko interpretacje". „Żyjemy w świecie naszych przeświadczeń o świecie" – dzielił się swymi przemyśleniami. Złote myśli „wicenoblisty", jak bywa już złośliwie nazywany, skwapliwie wynotowali i wrzucili do sieci ubawieni widzowie.

Szymborska unikała mediów, Rusinek do nich lgnie. Po tym, jak na Facebooku ogłosił, że przestaje odpowiadać na e-maile zaczynające się słowem „Witam", stał się już nawet niekwestionowanym ogólnokrajowym ekspertem od form grzecznościowych. Orzekł, że w ten sposób może nas przywitać jedynie „gospodarz lub gospodyni, kiedy do niego/niej przychodzimy. Jest wtedy powitaniem, a nie przywitaniem. Gospodarze witają mnie w swojej przestrzeni, więc powiedzenie »witam« jest jak najbardziej na miejscu. Kiedy studenci piszą do mnie e-maile, które zaczynają się od »witam«, to jak mam to odebrać?" – pytał. „Oczekuje już zwrotu: »Ave Cesar!«" – kpili bezlitośni internauci.

Gdy kariera Rusinka rozwijała się już w najlepsze, dziennikarze „Faktu" pojechali na cmentarz Rakowicki odwiedzić grób Wisławy Szymborskiej. Zastali tam kartkę papieru z nazwiskiem poetki zabezpieczoną drobnymi kamykami przed porywem wiatru. „Wstyd i hańba"– zagrzmiał tabloid. Oburzeni czytelnicy dzwonili nawet z prośbą o interwencję do „Gazety Wyborczej". Rusinek uspokajał:

– Zgadzam się, że ten obecny grób jest stary, brzydki, ma pękniętą płytę. Właśnie dlatego postanowiłem go wymienić. Chcę zachować klasyczną bryłę, ale zamiast z lastrico wykonać płytę ze szlachetnego kamienia. Prace nad nią mają zakończyć się w pierwszych dniach maja. Trwały tak długo, ponieważ pani Wisława leży w zabytkowej części cmentarza. Wymiana nagrobka wymagała zdobycia szeregu pozwoleń.

Szymborska w swoim testamencie zagwarantowała, że jej spuścizna literacka będzie troskliwie zarządzana. Prawa do decyzji o swej twórczości pozostawiła specjalnie powołanej fundacji. W jej pierwszym składzie znaleźli się prof. Teresa Walas, promotorka pracy magisterskiej Rusinka, mecenas Marek Bukowski oraz Michał Rusinek.

Należy przyznać, że umiejętnie podsyca się zainteresowanie twórczością zmarłej noblistki. A to pojawia się informacja, że odkryto jej kryminał z czasów dziecięcych. To znów ma premierę tomik nowych wierszy – ze względu na niezwykle małą liczbę dostępnych utworów uzupełniony o fotografie rękopisów. Wszystko zgodnie z wymogami sztuki: by czytelnika zachęcić, a nie naciągnąć i zdezorientować. Fundacja zgodnie z wolą Szymborskiej zdecyduje także o formie nagrody literackiej imienia noblistki. I z pewnością będzie to medialne wydarzenie.

Zakazane listy

Zupełnie inaczej ma się rzecz z twórczością zmarłego w 2006 r. ks. Jana Twardowskiego. Poeta w testamencie wszelkie prawa autorskie przekazał Aleksandrze Iwanowskiej, swej edytorce. Z zastrzeżeniem jednak, że ma ona 25 proc. wpływów z honorariów przekazywać siostrom wizytkom oraz seminarium duchownemu archidiecezji warszawskiej. Iwanowska jeszcze za życia księdza starała się kontrolować wszystko, co wydawano pod jego nazwiskiem. Już wtedy szereg jej działań wzbudzał zastrzeżenia przyjaciół księdza i jego rodziny. Dlatego po ogłoszeniu testamentu kuzyni księdza próbowali unieważnić notarialny zapis. Zrezygnowali jednak, uznając, że przedsięwzięcie jest bez szans.

Spadkobierczyni uporządkowała wiele spraw. Z niesmakiem przyjmowano jednak to, że od razu cofnęła pozwolenie na śpiewanie wierszy Twardowskiego przez zespół Ychtis, w którym występowały dzieci z ubogich rodzin ze Śląska. Informację o tym przekazała zainteresowanym już na pogrzebie księdza.

Za to pod jej redakcją ukazała się osobliwa „Autobiografia" poety. Książka złożona z wypowiedzi, których ks. Twardowski udzielał przez kilkadziesiąt lat wielu autorom. Wykaz źródeł i opracowań liczy aż 15 stron. Sama Iwanowska w nocie edytorskiej tłumaczy, że „Autobiografię" tworzą słowa księdza wypowiadane i zapisywane przy różnych okazjach. Mimo to – zdaniem edytorki – kompilację tę Jan Twardowski miał traktować jako „dzieło życia".

Kolejna wojna wybuchła, kiedy Maria Kędzierska-Skoczylas postanowiła wydać drukiem korespondencję, którą wymieniała z księdzem Twardowskim uzupełnioną o fragmenty własnego dziennika. Książkę zatytułowaną „Otulona dobrocią" wydało wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego. Badacze literatury ocenili, że ma ona bardziej walor biograficzny niż literacki. Miesiąc po ukazaniu się książki wynajęty przez Iwanowską prawnik przesłał jednak pismo, w którym żądał wpłacenia 10 tys. zł na konto Aleksandry Iwanowskiej i wycofania publikacji. Bulwersującą świat naukowy sprawę w 2008 r. opisał w „Tygodniku Powszechnym" abp Józef Życiński. W ślad za tą publikacją stu profesorów wystosowało list z prośbą o zmianę prawa autorskiego – tak by można było bez przeszkód korzystać z dorobku literackiego czy naukowego zmarłego twórcy. Iwanowska ustąpiła o tyle, że zrezygnowała z żądania wycofania publikacji i zmniejszyła oczekiwania finansowe do 3 tys. zł.

Przepis prawa autorskiego, który traktuje prywatny list jako utwór literacki, pozostał. I zniechęca wielu znajomych księdza do upublicznienia prowadzonej z nim korespondencji. – Mam listy, ale nie chcę ich publikować – mówi historyk literatury Waldemar Smaszcz, przyjaciel księdza, autor m.in. autobiograficznych rozmów z poetą: „Ludzie, których spotkałem".

Dziś w księgarniach można więc znaleźć od dawna znane utwory ks. Twardowskiego – przykrojone w zbiorki na każdą okazję. Także kompilacje jego wypowiedzi i kazań ułożone tematycznie jak „Kilka myśli o Matce Bożej", „Kilka myśli o cierpieniu, przemijaniu i odejściu". Brak natomiast nowych, wartościowych publikacji.

Problemy ze spuścizną pojawiają się nie tylko w wypadku pisarzy czy poetów. Violetta Villas zmarła w listopadzie w swoim domu w Lewinie Kłodzkim. Do dziś okoliczności jej śmierci bada prokuratura. Ekscentryczna piosenkarka od lat mieszkała z opiekunką Elżbietą Budzyńską. Chociaż miała rodzinę – syna i synową – nie utrzymywała z nią kontaktów.

O sporze między synem i opiekunką było głośno, odkąd gwiazda zaczęła mieć problemy z prowadzonym na terenie posesji schroniskiem dla psów. Gdy więc opiekunka zgłosiła zgon Violetty Villas, a świadkowie mówili o śladach uderzeń na jej ciele, od razu pojawiły się wątpliwości co do okoliczności zdarzenia. Sekcja zwłok wykazała tylko, że Villas cierpiała na wiele urazów i chorób. Lekarze stwierdzili zapalenie płuc, nieleczone złamanie nogi, uraz klatki piersiowej. Nie ustalili jednak jednoznacznie, dlaczego zmarła.

Udostępniony przez Budzyńską testament gwiazdy stwierdzał, że jej ostatnią wolą było przepisać opiekunce cały swój majątek. Rodzina Violetty Villas próbuje testament podważyć. Argumentuje, że nie ma pewności, czy przy jego spisywaniu Violetta Villas była w pełni świadoma. Sprawa spadku po słynnej śpiewaczce może się więc ciągnąć latami.

Sprzedawczyni ze sklepu Społem

Kiedy słynny zmarły był skonfliktowany z najbliższą rodziną lub gdy umarł bezpotomnie, do głosu dochodzi zazwyczaj grono przyjaciół rywalizujących ze sobą o to, kto był bliżej z nieboszczykiem. Często pojawiają się wątpliwości: czy słynny pisarz lub artysta zostawił testament? Czy aby na pewno wiedział, co podpisywał?

Choć sprawa spadkowa po zmarłej w 1991 r. aktorce Kalinie Jędrusik zakończyła się wiele lat temu, problem zarządzania jej spuścizną pozostaje żywy, co opisał właśnie tygodnik „Wprost".

„Polska Marilyn Monroe", aktorka, piosenkarka i artystka kabaretowa, żona pisarza Stanisława Dygata zmarła bezpotomnie. Jedyną jej rodziną była siostra i jej synowie, z którymi jednak artystka nie utrzymywała zażyłych stosunków. Przez 14 lat Kalinie Jędrusik pomagała i mieszkała z nią Aleksandra Wierzbicka, wówczas sprzedawczyni ze sklepu Społem. Gdy artystka nagle zmarła, długo nie udawało się znaleźć jej testamentu. Po tym jednak, jak rodzina wystąpiła do sądu o stwierdzenie praw do spadku, okazało się, że Jędrusik zostawiła swą ostatnią wolę. Przyjaciele zgodnie oświadczyli, że w ich obecności przepisała wszystko Aleksandrze Wierzbickiej.

Spadkobierczyni zajęła się rzeczami pozostałymi po gwieździe i jej słynnym mężu. Sprzedała willę przy Kochanowskiego na Żoliborzu, inne przedmioty z ich domu także się rozeszły. W 2009 r. Aleksandra Wierzbicka zarejestrowała zatem „Kalinę Jędrusik" w urzędzie patentowym jako znak towarowy. – Ten, kto zarejestruje taki znak towarowy, uzyskuje prawo do wyłączności zarobkowego i zawodowego wykorzystania tego znaku do oznaczenia towarów i usług – wyjaśnia Adam Taukert, rzecznik prasowy urzędu patentowego. Dotyczyć to może nie tylko koncertu, ale nawet fundacji czy zwykłej strony internetowej.

Dlatego Fundacja Artystyczna Kalinowe Serce, którą założył przyjaciel artystki dziennikarz Zbigniew Dzięgiel, musi się konsultować z Wierzbicką w sprawie posunięć artystycznych, które chce wiązać z nazwiskiem artystki.

Z tego samego powodu fundacja – chociaż pielęgnuje pamięć po Kalinie Jędrusik – nie ma strony internetowej: – Nie możemy używać znaku towarowego Kalina Jędrusik – wyjaśnia Dzięgiel. I podkreśla, że przez tych wiele lat, które upłynęły od śmierci aktorki, skupował pamiątki po niej, które wkrótce ma zamiar udostępnić w galerii mieszczącej się po sąsiedzku z dawną willą Dygatów.

Urząd patentowy

O tym, że Marek Grechuta jest zastrzeżonym znakiem towarowym, władze jego rodzinnego Zamościa dowiedziały się kilka lat po śmierci artysty, przy okazji organizowania trzeciego już Zamojskiego Festiwalu Kultury imienia wykonawcy „Ocalić od zapomnienia".

Tuż po śmierci artysty w Zamościu powstał społeczny komitet, który zebrał pieniądze na tablicę pamiątkową wmurowaną w ścianę domu, w którym Grechuta się urodził. W tym samym czasie zrodziła się myśl, by zorganizować festiwal kultury imienia artysty. Impreza zaczynała obrastać w tradycję, gdy do władz miasta zgłosiła się wynajęta przez żonę Marka Grechuty firma, która powiadomiła o zastrzeżeniu znaku Marek Grechuta w urzędzie patentowym. Pełnomocnicy rodziny zaznaczyli, że nie są imprezie przeciwni, oczekują jednak stosownych opłat. Miasto – choć i tak do imprezy dopłacało – postawione pod ścianą podpisało umowę, żeby zapowiedziana już impreza mogła się odbyć. Teraz jednak Zamojski Festiwal Kultury odbywa się już bez patrona.

Z kolei główna spadkobierczyni Czesława Niemena, Małgorzata Wydrzycka-Niemen, wykorzystując zgłoszenie w urzędzie patentowym, nie zgodziła się, by białostockie Studium Wokalno-Aktorskie nosiło imię jej zmarłego męża. „Podstawowy profil działalności studium oraz uzyskanie wykształcenia w zawodzie aktora scen muzycznych nie ma związku z działalnością Czesława Niemena" – uzasadniała. Wcześniej nie zgodziła się również na to, by imię Czesława Niemena nosiło stowarzyszenie miłośników jego twórczości z Supraśla, które stawiało sobie za zadanie propagowanie twórczości artysty i pomoc przy remoncie jego rodzinnego domu w Starych Wasiliszkach w obwodzie grodzieńskim na Białorusi. Po decyzji sądu supraślanie zmienili nazwę stowarzyszenia na enigmatyczny Niemen.

Rejestracja znanych nazwisk w urzędzie patentowym robi coraz większą karierę. Pełnomocnik syna Violetty Villas Krzysztofa Gospodarka już zapowiedział, że złoży wniosek o objęcie ochroną scenicznego pseudonimu artystki. Od tego momentu będzie on znakiem zastrzeżonym. Jak bowiem wyjaśnia mecenas Jacek Świeca, ochrona obowiązuje od momentu złożenia wniosku. Będzie obejmowała płyty, książki, publikacje internetowe. Całą twórczość Violetty Villas.

W Polsce nie prowadzi się statystyk, ile sławnych osobistości już opatentowano. Pozostaje jednak nadzieja, że i na spadkobierców – którzy skutecznie uniemożliwiają upamiętnianie sławnych osób oraz analizę różnych aspektów ich twórczości – znajdzie się kiedyś jakiś patent.

Tekst z tygodnika Uważam Rze

O istnieniu Michała Rusinka – asystenta, sekretarza i tłumacza Wisławy Szymborskiej – do chwili śmierci noblistki wiedzieli tylko nieliczni. Najwierniejsi wielbiciele jej twórczości i krakowski salon. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, obecnie doktor i wykładowca na tej uczelni, pracę u Szymborskiej rozpoczął tuż po przyznaniu poetce Nagrody Nobla. Jak podaje Wikipedia – w której Rusinek ma już własne hasło – dzięki pośrednictwu swojej promotorki prof. Teresy Walas.

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"