Do Iranu trafiłem niespełna 30 lat po rewolucji islamskiej. Już wtedy dawało się odczuć tęsknotę za czasami szacha, choć jeszcze niedawno nazywano go najbardziej obelżywymi przezwiskami, jakie istniały w farsi. Niestety, sam na to zapracował. System, który stworzył, wsławił się przyspieszoną laicyzacją, trudnym do udźwignięcia przez tradycyjne społeczeństwo progresywizmem, a jedynym instrumentem komunikowania się z rosnącą szybko opozycją były represje policji politycznej SAWAK, aresztowania i więzienia. Destabilizujący wpływ na sytuację w Iranie miała również międzynarodowa gra o jego zasoby. Szach poruszał się na tym polu całkiem bez wdzięku. Podczas gdy jego dynastię pomogli wynieść do władzy Brytyjczycy, związał się z Ameryką, flirtował z blokiem sowieckim, a o swoich interesach przypominali co chwila Francuzi.
Czytaj więcej
Ironia historii była najokrutniejsza wobec najgłośniejszych i najbardziej pewnych siebie.
Szach i rewolucja islamska. Wybór bez dobrej opcji
W 1971 roku przegrał swój wizerunek w oczach Irańczyków obchodami 2500-lecia imperium perskiego. Ta niezwykle wystawna, kosztująca miliony impreza odbywała się przez wiele dni w cieniu ruin Persepolis i przeszła do legendy. Międzynarodowi sybaryci uznawali ją za ucztę stulecia, wygłodniały naród za jedno wielkie marnotrawstwo. W 1978 roku Teheranem zatrzęsła fala wielkich ulicznych protestów. Szach wysłał przeciw protestującym wojsko. Zginęli ludzie. SAWAK szalał, aresztując tysiące manifestantów. I może szach, który w końcu zmienił kurs i ogłosił amnestię, tę konfrontację by przetrwał, gdyby Irańczycy nie mieli już innego idola. Był nim przebywający na emigracji we Francji Ruhollah Chomeini. Od lat wzywał do obalenia szacha i wprowadzenia w Iranie republiki teokratycznej. Tylko sprawiedliwi mułłowie będą mogli przynieść wygłodniałemu społeczeństwu prosperity i pokój. Skończą z rządami krwawego reżimu, zagwarantują prawa kobiet, a znacjonalizowany przemysł wydobywczy zacznie wreszcie służyć ludowi. Takie obietnice Chomeini składał niemal codziennie, nagrywając swoje mowy we Francji i wysyłając do Iranu, gdzie rozchodziły się na bazarach w milionowych nakładach.
Z jednej strony to zło, bo giną ludzie. Z drugiej – jeśli te naloty mają przynieść światu bezpieczeństwo, a irańskie społeczeństwo wyrwać ze szponów brutalnej teokracji starców, to jestem za. Może jeszcze dożyję czasów, kiedy będzie można bezpiecznie wybrać się na plac Imama (niegdyś Szacha) w Isfahanie.
Naród uwierzył ajatollahowi i przyjął go jako wyzwoliciela w lutym 1979 roku, kilka dni po tym, gdy chory już ciężko na raka szach opuścił na zawsze swoją ojczyznę. Co było dalej? Wiadomo. Chomeini powołał własny rząd, sobie zastrzegając pozycję Najwyższego Przywódcy. Osoby poza wszelką kontrolą i z kompetencjami większymi niż wygoniony z kraju szach. Żadnej z obietnic nie dotrzymał. Zorganizował państwo totalitarne z jeszcze większym niż za szacha aparatem bezpieczeństwa. Zapełnił szybko więzienia (oraz sporo kostnic) i zorganizował Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, armię wiernych do granic możliwości, fanatycznych i gotowych na wszystko szyickich fedainów. To oni są podporą systemu, to oni od lat strzelają do protestujących na ulicach irańskich miast i z pewnością nie wystawią szybko na szwank wierności brodatym przywódcom.