Legendarny saksofonista Ornette Coleman będzie gwiazdą festiwalu Jazztopad

Legendarny twórca free-jazzu, laureat Pulitzera, saksofonista Ornette Coleman będzie gwiazdą wrocławskiego festiwalu Jazztopad - pisze Marek Dusza

Publikacja: 19.06.2012 10:57

Ornette Coleman

Ornette Coleman

Foto: Archiwum autora

Jego kwartet wystąpi w Audytorium Regionalnego Centrum Turystyki Biznesowej we Wrocławiu 25 listopada. Już można kupować bilety przez stronę www.jazztopad.pl i warto to zrobić w czerwcu, kiedy będą tańsze o 10 procent. Saksofoniście, który gra także na skrzypcach i trąbce, towarzyszyć będzie syn Denardo Coleman na perkusji, kontrabasista Tony Falanga i grający na gitarze basowej Al Macdowell.

Ornette Coleman zagra w Polsce po raz szósty. Wcześniej był gościem festiwali: Jazz Jamboree 1971, 1984 i 1993, Warsaw Summer Jazz Days 2007 i Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej 2008. Pamiętny był koncert w kościele w bielskich Aleksandrowicach, kiedy zaprosił na scenę dwóch małych słuchaczy stojących przy scenie. Wręczył im swoje instrumenty: skrzypce i trąbkę, a kiedy sekcja rytmiczna nadawała monotonny, prosty rytm, Coleman instruował podekscytowanych chłopców, jak i kiedy mają grać. Po kilku minutach wyszło im nawet coś, co przypominał free-jazz. Jak się później okazało, obaj byli uczniami szkoły muzycznej.

Dyrektor artystyczny festiwalu Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej Tomasz Stańko, na którego zaproszenie przyleciał Coleman, był zachwycony koncertem. - To się zdarza, że pod koniec życia artysta doznaje olśnienia, to jest jak błysk flesza. On dokonał fenomenalnej syntezy swojej muzyki - podkreślił wówczas nasz trębacz.

Ornette Coleman urodził się 9 marca 1930 w Fort Worth, w stanie Taksas. Jest największym obok Charliego Parkera i Milesa Davisa innowatorem jazzu, prekursorem free i muzyki, którą sam nazwał harmolodyczną. Jazz brzmiałby inaczej, gdyby nie Ornette Coleman. Od początku grał i komponował inaczej niż jemu współcześni. Dziś jego gra jest dojrzalsza, a idea free-jazzu nigdy wcześniej nie miała jaśniejszej konstrukcji i przesłania. Słychać to na koncertach i płycie artysty „Sound Grammar" z 2006 roku, za którą otrzymał nagrodę Pulitzera, jako drugi jazzman w historii, po Wyntonie Marsalisie.

Ornette był jeszcze dzieckiem, kiedy usłyszał pierwsze jazzowe nagrania. Jego uwagę zwrócił Charlie Parker, który grał inaczej niż wszyscy. W rozmowie z „Rz" wspominał:

- Zawsze lubiłem słuchać muzyki, ale chciałem też grać. Prosiłem matkę, by kupiła mi instrument. Nie odmówiła, ale brakowało jej pieniędzy. Powiedziała: kiedy odłożymy trochę, kupię ci. Postanowiłem jej pomóc. Zostałem czyścibutem, a zarobione pieniądze przynosiłem jej przez cztery lata. Kiedy miałem piętnaście lat, tuż przed liceum, matka dała mi pieniądze, które odłożyliśmy. Byłem szczęśliwy, bo mogłem kupić wreszcie wymarzony instrument - saksofon altowy. Pamiętam, że kiedy zacząłem na nim grać, wydawało mi się, jakbym to robił od zawsze. Wiedziałem, że to dopiero początek i by robić to, co lubię, muszę się uczyć. Zacząłem szukać książek, dużo ćwiczyłem. Dziś myślę, że pozwalając mi na kupienie saksofonu, matka uratowała moje życie.

Coleman był uważnym słuchaczem i zwracał uwagę czym gra jednego saksofonisty różni się od drugiego. Kiedy sam zaczął komponować i grać, starał się znaleźć dla siebie właściwą formę ekspresji. W biografii artysty można znaleźć informację, że na jednej z prób artysta został pobity i wyrzucony z zespołu słowami: - Nie możesz tak grać! Kiedy indziej próbowano mu zabrać instrument. Krytycy uważali początkowo, że wykonuje jakąś odmianę be-bopu. Sugerowano też, że fałszuje. Coleman odszedł daleko od obowiązującego w jazzie systemu tonalnego dur-mol używając skal naturalnych.

Kiedy pewnego razu w Los Angeles zobaczył plakat z nazwiskiem Charliego Parkera, poszedł do klubu Tiffany, by go posłuchać i złożyć hołd jego muzyce. Niestety, bramkarz stwierdził, że nie pasuje do tego miejsca i nie wpuścił go. Coleman nosił wówczas długie włosy i brodę. Nie zniechęcił się i zaczekał pod klubem na mistrza. Kiedy ten wyszedł, młody saksofonista miał powiedzieć mu: - Podoba mi się brzmienie twojej lewej dłoni i uwielbiam twoje kompozycje.

- Chciałem, by posłuchał, jak gram, a grałem wtedy tak samo, jak dziś - opowiadał w jednym z wywiadów. Ale byłbym zażenowany, gdyby saksofonista Nr. 1 na świecie odkrył, że robię coś, o czym on jeszcze nie pomyślał. Odprowadziłem go do hotelu i wypytywałem o jego kompozycje.

W połowie lat 50. Coleman miał już jasną koncepcję swojej muzyki. Zaczął też szukać jazzmanów, z którymi mógłby realizować własne pomysły. Trafił na trębacza Dona Cherry'ego, basistę Charliego Hadena oraz perkusistów: Eda Blackwella i Billy'ego Higginsa. - Szybko staliśmy się tak kreatywną grupą, jakiej nie słyszałem nigdy później - twierdzi Coleman. Niewiele występowali, większość czasu spędzając na próbach. - Miałem wówczas dużo czasu na komponowanie. Na każdą próbę przynosiłem nowy materiał. Nasze podejście do artystycznej kreacji było unikalne - wspominał saksofonista.

Przyjaciel Colemana Red Mitchell poradził mu wtedy, by sprzedał swoje kompozycje wytwórni Contemporary Records, która szukała ciekawych utworów dla swoich muzyków. Jednak nikt nie chciał ich wykonywać, więc by nie ponieść strat, szef firmy Lester Koenig był zmuszony zaproponować Colemanowi nagranie tych tematów. Tak w 1958 r. powstały dwie pierwsze płyty saksofonisty: „Something Else" i „Tomorrow is the Question!". Niektórzy krytycy w ogóle nie zauważyli tych płyt, bo nie wiedzieli, co napisać. Inni okrzyknęli go hochsztaplerem, który nie potrafi grać. Tylko nieliczni odkrywali w grze zespołu Colemana nowe brzmienia. Przełom nastąpił, gdy pianista poważanego zespołu Modern Jazz Quartet John Lewis nazwał muzykę Colemana „jedyną nową rzeczą od czasu Charliego Parkera".

W 1959 r. Coleman pojechał z zespołem do Nowego Jorku na dwutygodniowy cykl koncertów w klubie Five Spot. W środowisku muzyków i miłośników jazzu zawrzało. Do klubu przychodziły tłumy słuchaczy pragnących poznać nową muzykę. Wiadomość o niesamowitych koncertach rozchodziła się z ust do ust. Kontrakt przedłużono do sześciu tygodni. Każdy, kto liczył się w towarzystwie, musiał posłuchać Ornette'a Colemana i mieć na temat jego muzyki własne zdanie.

Był to także znak, że w muzyce nadchodzą czasy optymistycznego rock and rolla, soulu i nowych brzmień, również w jazzie. Prężna wytwórnia Atlantic wykupiła kontrakt Colemana i wydała dziewięć kolejnych płyt w ciągu dwóch lat. Wszystkie weszły do jazzowego kanonu.

Dziś Ornette Coleman jest ostatnim z żyjących, wielkich twórców nowych stylów. I nadal zaskakuje oryginalnym brzmieniem i emocjonalnymi improwizacjami. Koncert we Wrocławiu będzie z pewnością wydarzeniem roku.

Marek Dusza

Jego kwartet wystąpi w Audytorium Regionalnego Centrum Turystyki Biznesowej we Wrocławiu 25 listopada. Już można kupować bilety przez stronę www.jazztopad.pl i warto to zrobić w czerwcu, kiedy będą tańsze o 10 procent. Saksofoniście, który gra także na skrzypcach i trąbce, towarzyszyć będzie syn Denardo Coleman na perkusji, kontrabasista Tony Falanga i grający na gitarze basowej Al Macdowell.

Ornette Coleman zagra w Polsce po raz szósty. Wcześniej był gościem festiwali: Jazz Jamboree 1971, 1984 i 1993, Warsaw Summer Jazz Days 2007 i Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej 2008. Pamiętny był koncert w kościele w bielskich Aleksandrowicach, kiedy zaprosił na scenę dwóch małych słuchaczy stojących przy scenie. Wręczył im swoje instrumenty: skrzypce i trąbkę, a kiedy sekcja rytmiczna nadawała monotonny, prosty rytm, Coleman instruował podekscytowanych chłopców, jak i kiedy mają grać. Po kilku minutach wyszło im nawet coś, co przypominał free-jazz. Jak się później okazało, obaj byli uczniami szkoły muzycznej.

Pozostało 85% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"