Carlos Santana - 65 urodziny

Carlos Santana 20 lipca kończy 65 lat. "Idealny dzień to taki, kiedy mogę grać na gitarze, komponować, słuchać Milesa Davisa, Johna Coltrane'a i Johna Lee Hookera" - mówił w wywiadzie dla "Rz"

Publikacja: 20.07.2012 01:01

Carlos Santana

Carlos Santana

Foto: Sony

Fragmenty

wywiadu "Miłość Santany"

z maja 2011 roku

Która ze słynnych gitarowych kompozycji z albumu „Guitar Heaven" dostarcza panu najwięcej radości?

Carlos Santana:

Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Już przy układaniu repertuaru płyty mieliśmy problem z wyborem.

Clive Davis, mój przyjaciel i producent, zaproponował kilkanaście piosenek, ja również. Trzeba było dokonać selekcji. Moje sympatie się zmieniają, ale uwielbiam czystość energii „Back In Black" AC/DC, „Whole Lotta Love" Led Zeppelin i „Sunshine of Your Love" The Cream. „While My Guitar Gently Weeps" The Beatles wzrusza mnie romantyczną duchowością, którą pomogli mi wydobyć z kompozycji George'a Harrisona wiolonczelista Yo-Yo Ma i wokalista india.arie. Największą tajemnicę zaś kryje przede mną „Riders on the Storm" The Doors.

Czy któraś z kompozycji nastręczyła mistrzowi gitary kłopotu? Technicznego lub interpretacyjnego?

Największym wyzwaniem były z pewnością „Photograph" i „Dance the Night Away".

To kompozycje grup Nickelback i Van Halen, a więc wykonawców młodszych od pana. „Little Wing" Jima Hendriksa zaśpiewał Joe Cocker. W trójkę byliście gwiazdami festiwalu Woodstock w 1969 r. Pamięta pan występy kolegów?

Na festiwalach to trudne. Mamy własne sprawy, gnamy w swoją stronę. Zarówno Hendriksa, jak i Cockera z Woodstock zobaczyłem dopiero w filmie. Joe jest moim ulubionym wokalistą. Warto być z nim razem w studiu, bo to artysta z krwi i kości, o wielkim poczuciu humoru.

Jak zapamiętał pan Woodstock?

To było niesamowite doświadczenie. Przyjeżdżając na festiwal, byłem chłopakiem krótko po ukończeniu szkoły średniej. Kiedy zacząłem grać, znalazłem się w jednym gronie z Cockerem, Hendriksem i The Who. Zaistniałem w muzycznej branży dzięki Woodstock.

Wielkim nieobecnym było The Doors. Teraz przypomniał pan z organistą Rayem Manzarkiem „Riders on the Storm". Rozmawialiście może o Morrisonie?

Akurat się nie złożyło. Ale chciałbym w przyszłości nagrać coś z Rayem Manzarkiem, Robbym Kriegerem i Johnem Dansmorem, ponieważ The Doors to mój ulubiony zespół. Kocham ich muzykę, bo temperaturą grania przypomina Johna Coltrane'a i Johna Lee Hookera, moich mistrzów.

Zagrał pan na płycie kompozycje Hendriksa i Claptona. Eric napisał we wspomnieniach, że po przyjeździe Jima wyjechał z Londynu do Kalifornii. Uznał, że jest słabszy. Jaka jest pana opinia?

Pytanie przypomina kwestię: co jest ważniejsze – Słońce czy Księżyc? Obie planety są ważne. Z pewnością za czystość gry, możliwości techniczne i psychodeliczny styl cenię Jima Hendriksa. Erica Claptona szanuję za to, że trzyma się ziemi i przepięknie wyraża emocje.

Hendrix szybko odszedł.

Miał pan okazję się z nim spotkać?

Zdążyliśmy się zobaczyć trzy razy. Był otwarty. Całym swoim zachowaniem zachęcał i mobilizował do grania.

Co panu mówił?

Powiedział, że podoba mu się to, jak dobieram dźwięki, grając na gitarze.

Nikt nie ma wątpliwości, że The Rolling Stones nagrali „Can't You Hear Me Knocking" na legendarną dziś płytę „Sticky Fingers", będąc pod wpływem właśnie pana stylu gry.

Brzmienie kompozycji to potwierdza, ale pewności nie mam. Będę ich musiał o to zapytać!

Mówił pan, że przed nagraniem „Guitar Heaven" nie znał „Back In Black" AC/DC. Aż trudno w to uwierzyć!

Chyba rzeczywiście przesadziłem... Kto nie słyszał o AC/DC? Chodzi o to, że „Sunshine of Your Love" i „Whole Lotta Love" moje pokolenie zna na pamięć. AC/DC to już inna generacja. Wiedziałem o nich, ale z „Back in Black" nie byłem osłuchany. Może to dobrze? Dzięki temu mogłem wykonać tę kompozycję w oryginalny, świeży sposób.

Stało się tak również dlatego, że zaprosił pan do wykonania partii wokalnej rapera NAS. Słucha pan na co dzień hip-hopu i rapu?

Ależ oczywiście! NAS należy do moich ulubionych raperów.

Klasyczne rockowe przeboje zaśpiewali Chris Cornell i Scott Weiland. Czy dlatego, że ich właśnie ceni pan najbardziej w średnim pokoleniu?

Zdecydowałem się na nich, bo każdy ma charakterystyczny, rozpoznawalny głos. Cornell i Weiland są już słynni, mają duży dorobek, dlatego chciałbym zwrócić uwagę na Gavina Rossdale'a, który śpiewa na płycie „Bang a Gong". Bardzo cenię jego głos. Najbardziej też przypomina mi sposób interpretacji Jima Morrisona. (...)

Jaki dzień uważa pan za idealny?

Taki, kiedy mogę grać na gitarze, komponować, słuchać Milesa Davisa, Johna Coltrane'a i Johna Lee Hookera. Nie może się obyć bez partii tenisa i, oczywiście, miłości.

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali