Rz: Nie ryzykuje pan swojej reputacji, przedstawiając wszystkie utwory orkiestrowe Szymanowskiego? Polacy często mówią, że jego pierwsze symfonie to grzechy młodości.
Walery Gergiew:
Może musi spojrzeć na nie ktoś z zewnątrz, by docenić? Odkryłem Szymanowskiego dopiero niedawno, gdy postanowiłem wystawić w Teatrze Maryjskim Króla Rogera w 2008 roku, w czym bardzo mi dopomógł Mariusz Treliński. Nie tylko ja zachwyciłem się wówczas tą operą, moi muzycy również. Byli zaskoczeni, że to tak ekscytująca muzyka. Teraz sam mogę powiedzieć tak o innych jego utworach. Za życia Szymanowskiego wiele zdarzyło się w Polsce, w Rosji, w całej Europie, on wchłaniał te wszystkie zdarzenia, fakty, pomysły i tworzył absolutnie własny świat.
Anie ulegał zbytnio wpływom innych kompozytorów?
O Brahmsie też mówiono, że skomponował X symfonię Beethovena. We wczesnych utworach Szymanowskiego słychać echa Skriabinaczy kompozytorów niemieckich, ale dyrygent ma tym bardziej pasjonujące zadanie. Musi pokazać, że jest to muzyka wielkich, oryginalnych idei.