Już się narozrabiałem

Nie jestem przystojny jak Justin Bieber i nie tańczę jak Justin Timberlake. Ale jestem na scenie dłużej od nich obu razem wziętych i nigdzie się nie wybieram – mówi w rozmowie z „Sukcesem” Jon Bon Jovi.

Publikacja: 29.06.2013 01:32

Już się narozrabiałem

Foto: Getty Images/FPM, Jason Squires Jason Squires

Red

Tekst z archiwum miesięcznika Sukces

Dlaczego kazałeś polskim fanom tak długo na siebie czekać?

To kwestia wyborów. Świat jest bardzo duży, a my przecież nie możemy być w trasie przez cały czas. W Moskwie na przykład nie byliśmy od 1989 r. Z kolei jak jedziemy do Austrii, to zawsze przez Wielką Brytanię i Niemcy.

Zespół kończy w tym roku 30 lat. Dla rockmana to prawie jak emerytura. Jak wam się udało tak długo przetrwać w branży?

Mieliśmy dużo szczęścia. Widziałem po drodze wiele zespołów, które się rozsypały. Przez złe umowy płytowe, złych menedżerów. I z winy samych muzyków. Jedni zarabiali za mało, inni od razu wszystko trwonili. A my przetrwaliśmy, także dzięki mojej filozofii życiowej. W branży muzycznej ludzie czasem myślą, że wystarczy grać i pisać piosenki. Jednak tajemnica sukcesu tkwi w tym, że przede wszystkim musisz być biznesmenem. I jeśli ktoś wykorzysta cię po latach grania na scenie, to możesz się tylko za siebie wstydzić. Bo to oznacza, że jesteś głupcem.

Mówisz z własnego doświadczenia? Często spotykałeś ludzi, którzy chcieli cię oszukać, wykorzystać?

Na szczęście bardzo rzadko.

A co z krytyką? Jesteś na nią uodporniony? Przez te wszystkie lata na pewno słyszałeś wiele złych opinii na twój temat.

Wyrobiłem w sobie zasadę: nie przejmuję się tym, co mówią inni. Bez względu na to, czy mówią dobrze, czy źle. Nie ważne, kim jesteś: muzykiem, sportowcem, politykiem czy naukowcem. Jeśli podążasz swoją drogą, to przede wszystkim sam musisz wiedzieć, co chcesz robić, i niczyje słowa nie mogą cię zatrzymać. Nie możesz też siedzieć z założonymi rękami i wysłuchiwać wszystkich „ochów i achów" pod swoim adresem, tekstów w stylu: „jesteś taki wspaniały". Bo staniesz się opasłym kocurem, nieskorym do jakiegokolwiek działania.

Dużo w tobie optymizmu. Skąd czerpiesz tyle pozytywnej energii?

Zawsze taki byłem. Dzień, w którym stracisz nadzieję, będzie dniem, w którym się poddasz. Zawsze sobie powtarzałem: musisz wyjść z dołka, w który wpadłeś. Nieważne, jak jest głęboki. Bo jeśli stracisz nadzieję, to co ci pozostanie?

Tylko jak to się ma do złotej zasady rockmanów: sex, drugs & rock'n'roll? Jesteś jej wyznawcą? Podpisujesz się pod nią?

Ja już się w życiu narozrabiałem. Zresztą nie do końca jest tak, że co noc wyrzucam przez okno telewizor. Czasami chcę w nim coś po prostu obejrzeć. Całe to bycie gwiazdą rocka jest już mocno oklepanym frazesem. Wybacz, że cię rozczaruję. Z tego, co wiem, to również Bono, Bruce Springsteen czy Jimmy Page mają ten etap dawno za sobą.

Bardzo często śpiewasz o miłości. Kobiety odgrywają ważną rolę w twojej muzyce. A w życiu?

W życiu jest tak, że świat kręci się dzięki kobietom. To kobiety sprowadzają nas na ziemię, motywują, są źródłem inspiracji. Kobieta to opiekunka, która spaja rodzinę i cały twój świat. W tym czasie mężczyzna goni gdzieś za swoimi szalonymi marzeniami. W moim życiu zawsze była obecna silna kobieta.

A ta najważniejsza?

Są ich dwie. Jedna dała mi życie. Druga to matka moich dzieci.

Często na koncertach śpiewasz dla żony?

Wtej branży musisz być biznesmenem. I jeśli ktoś wykorzysta cię po latach grania na scenie, możesz się tylko za siebie wstydzić. Bo znaczy to, że jesteś głupcem.

Zdarza się. Jednak ostatnią rzeczą, o jakiej marzy dziś moja rodzina, to pójść na koncert Bon Jovi. Pamiętam, jak ostatnim razem zabrałem do RPA żonę i czwórkę dzieci. Daliśmy tam dwa wspaniałe występy, każdy trwał trzy godziny, stadion był pełen ludzi. Byłem z siebie taki dumny... A rodzina? Cóż, nawet nie zbliżyła się do miejsca koncertu. Pozwiedzali okolicę i pojechali prosto na lotnisko. Usłyszałem tylko: „pa, tato".

Jesteś ojcem, mężem, a dla milionów fanów – symbolem seksu.

Pierwsze słyszę.

Nie wierzę!

Ale tak właśnie jest! Na scenie zawsze opowiadam żart: nie jestem tak przystojny jak Justin Bieber i nie potrafię tańczyć tak dobrze jak Justin Timberlake, ale jestem na scenie dłużej od ich obu razem wziętych i nigdzie się nie wybieram. Łatwo zostać symbolem seksu i równie łatwo jest stracić ten tytuł. Jeśli Justin Bieber nie napisze kawałków, które przetrwają 30 lat, to będzie tylko chłopakiem z plakatu.

To prawda, że przygotowujesz solowy album?

Nie mam takiej potrzeby. OK, podoba mi się album Richiego (Richie Sambora, gitarzysta zespołu – przyp. red.) wydany w tym roku przed albumem Bon Jovi. To pozwoliło mu pokazać coś, co należy całkowicie do niego. Jednak to, co się dzieje na płytach zespołu, zawsze będzie pod wpływem moich pomysłów. To mi wystarczy.

Na koncertach gracie wszystkie klasyki i tylko trzy–cztery kawałki z nowego album. Dlaczego?

Gramy siedem kawałków. Siedem z 12, które znalazły się na płycie. Kiedy zaczynaliśmy tę trasę, chłopcy zwrócili mi uwagę, że album jeszcze nie jest wydany, a już gramy z niego siedem kawałków. Dlatego musieliśmy zwolnić tempo.

W ostatnich latach twoje piosenki nabrały trochę charakteru politycznego. Skąd ta zmiana?

Nie wiem, czy „polityczny" to najlepsze określenie. Myślę, że jako tekściarz i obserwator świata stałem się bardziej świadomy społecznie. Zaczynałem jako 20-latek, teraz stuknęła mi pięćdziesiątka. Przez tyle lat człowiek musiał się zmienić. To naturalne, że zmieniło się też moje postrzeganie świata. Gdyby tak się nie stało, znaczyłoby to, że przeszedłem przez życie bez refleksji. Zmiany są częścią dorastania, starzenia się, ale i bycia coraz lepszym muzycznie.

A jak wygląda twój związek z prezydentem Barackiem Obamą?

Nie nazwałbym tego związkiem, nie wysyłam mu kwiatów (śmiech). Obama poprosił mnie, żebym zasiadł w jednej z rad w Białym Domu. Wspierałem jego administrację podczas obu kadencji. Pomysł Obamy jako prezydenta rozgrzał cały świat. Pamiętam, że kilka lat temu w Berlinie milion ludzi wyszło na ulice, by mu kibicować. Zrobiło to na mnie wrażenie, bo ci ludzie przecież nie mogli nawet na niego głosować. Amerykanie od tamtego czasu uświadomili sobie, że Obama nie jest supermanem. Jest człowiekiem ciężko pracującym, ale w bardzo trudnym systemie. Człowiekiem, który robi tyle, na ile pozwala mu ten system.

To brzmi prawie jak deklaracja polityczna.

Tak, prawie.

Masz jakieś wskazówki dla ludzi, którzy dopiero wchodzą do show-biznesu?

Powiedziałbym im dokładnie to samo, co do znudzenia powtarzam swoim dzieciom: jestem na tyle mądry, żeby wiedzieć, czego nie wiem. Kiedy ktoś chce ci sprzedać prasę drukarską, a ty nie wiesz kompletnie nic o tej maszynie, to są duże szanse, że wcześniej nie mógł jej wcisnąć komuś, kto o prasie drukarskiej wiedział wszystko. Dlatego teraz przyszedł do ciebie. Jeśli jesteś mądry, nauczysz się tej maszyny i stwierdzisz, że to dobry interes. Albo podziękujesz i pójdziesz swoją drogą.

I jaki z tego wniosek?

Nie angażuj się w sprawy, o których nie masz bladego pojęcia. Nie podążaj za garnkiem złota, bo brutalna prawda jest taka, że na końcu tęczy nie ma nic. Przekazałem ci słowa mądrości, a teraz idź synu.

Rozumiem, postaram się zapamiętać! Kiedy koncertujesz cały rok, z dala od rodziny i przyjaciół, musi być ci ciężko. Myślałeś kiedyś o porzuceniu muzyki?

Był taki czas, jakoś na początku 1999 r. Nasza niewinność się wypaliła. Widzieliśmy, jak historia lubi się powtarzać z wieloma innymi zespołami, które były przed nami i po nas.

Nie brakuje młodych sław, o których rozpisują się gazety, że odwołały koncert czy weszły w konflikt z prawem. I nawet gdybym z nimi usiadł i pogadał tak od serca, ostrzegł, to nic by to nie dało. Bo nowe pokolenie musi się uczyć życia na własnej skórze. Ale faktycznie, był czas, kiedy zastanawialiśmy się, co daje.

Gracie dalej. Dlaczego?

W takich momentach musisz zawsze wytyczyć od nowa swoją drogę. Nie sugerować się tym, co mówią inni, tylko wsłuchać się w siebie. Nie winię swoich menedżerów, wytwórni płytowych, promotorów. Oni po prostu wykonywali swoją pracę. Gdyby mieli przed sobą młody zespół, mogliby powiedzieć: „Wierzymy w was. Idźcie do domu, odpocznijcie, spotkamy się za dwa lata". A tak decyzja należała tylko do nas. Dlatego myślę, że jesteśmy szczęściarzami. Bo dziś jest dużo dzieciaków, nie mają nawet 20 lat, a cały świat na nie patrzy. Są przerażone, bo mało jeszcze wiedzą, nie mają doświadczenia. Ja już je mam.

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla