Zagraliśmy z zamkniętymi oczami

Rozmowa z Józefem Skrzekiem, multiinstrumentalistą, kompozytorem, liderem grupy SBB

Publikacja: 02.07.2013 01:01

Zagraliśmy z zamkniętymi oczami

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Józef Skrzek kończy dziś 65 lat.

Wywiad z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Pójdźmy tropem waszej historii. W 1971 r., po krótkim okresie spędzonym w Breakoutach, razem z gitarzystą Antymosem Apostolisem i perkusistą Jerzym Piotrowskim, założył pan Silesian Blues Band.

Józef Skrzek:

W  grupie Breakout poznałem scenę, kulisy sławy. Postanowiłem, że założę swój zespół. Nie dlatego, żeby się pokazać, lecz żeby mieć swobodę wyboru tego, co chcę grać. Silesian Blues Band grał przez prawie cały  rok 1971 w piwnicach, klubach i zaczynał się już porządnie „kręcić".

I wtedy w jednym z klubów zauważył was charyzmatyczny kontrabasista Helmut Nadolski, który miał grać w nowym zespole Czesława Niemena. Na portalu YouTube jest jeszcze filmik, w którym opowiada, jak namówił Niemena, by wziął „te trzy maluchy", czyli was.

Zaproszenie od Niemena dostałem najpierw ja. Czesław chciał mnie dokooptować do supergrupy, w której byli już Tomek Jaśkiewicz, Czesiek Bartkowski i inni. Ale ponieważ byliśmy po dziewięciu miesiącach prób z Silesian Blues Band, zaproponowałem, by połączyć siły. Czesław w końcu postanowił, że bierze Silesian Blues Band i dołącza Helmuta oraz trębacza Andrzeja Przybielskiego. W ten sposób powstała Grupa Niemen.

Tak ambitnego rocka nie grał wtedy w Polsce nikt.

Tak, to była totalna awangarda. Zupełnie nowa muzyka, przyjmowana na koncertach fantastycznie. Miała swój ekstrawagancki sznyt, możliwy do przyjęcia tylko przez tych, którzy „siedzieli" w rocku progresywnym, znali Niemena nie tylko z utworów „Pod Papugami" czy „Dziwny jest ten świat". Zresztą, nasz „Dziwny jest ten świat", zagrany na płycie jako „Strange Is this World", jest zupełnie inny od oryginału.

Współpraca z Niemenem nie była długa. Z Apostolisem i Piotrowskim razem przyszliście do zespołu, razem odeszliście. Dlaczego?

Był pewien zakręt w zespole z powodów pewnych ludzi z branży, którzy nie dostrzegali naszego udziału w Grupie Niemen. Ciągle traktowali naszą trójkę jako „grupę podkładową" Czesława. W końcu zwierzyłem się z tego Niemenowi. Powiedziałem: „Czesław, jak to jest, że jesteśmy takimi dobrymi kumplami i muzycznymi partnerami, a oni nas ciągle traktują jak gówniarzy?". Następowały jednak różne tarcia. W końcu powiedziałem: „Jeśli tak ma być dalej, to wolę odejść". Chciałem odejść sam, nie ciągnąłem chłopaków. Ale oni odeszli razem ze mną, bo tak chcieli. Mieliśmy zablokowane kontrakty od lata do końca 1973 r., odgrażano się, że zapłacimy za nasz tupet. Sytuacja zmieniła się dopiero na początku 1974 r., kiedy pojawił się Franciszek Walicki. Zaczęliśmy znów grać jako SBB – ale już nie jako Silesian Blues Band, lecz Szukaj, Burz i Buduj.

Debiutancka, koncertowa płyta SBB z 1974 r. to był kolejny szok. Niesamowita paleta dźwięków – od bluesa po free rocka. I znów sytuacja się powtórzyła: tak w Polsce nie grał wtedy nikt. I do dziś nie gra.

Okazało się, że podobnie oceniali nas spece z branży w Europie, np. w Niemczech. W różnych plebiscytach, w kategorii symphonic lub progressive rock zajmowaliśmy miejsca w pierwszej trójce, czwórce, obok Pink Floyd, Yes, Genesis. Dziennikarze z Berlina Zachodniego pisali, że jesteśmy najlepszym trio od czasu The Jimi Hendrix Experience i Cream.  Na koncertach na Zachodzie mieliśmy pełne sale. Żadna grupa z Europy Wschodniej nie poszła tak ostro. Wreszcie, w 1978 r., pojechaliśmy na festiwal w Roskilde, który w tamtym czasie był nazywany europejskim Woodstockiem, bo muzyki słuchało kilkaset tysięcy ludzi. Graliśmy na sprzęcie Rolling Stonesów! Pół godziny po północy, 2 lipca, kiedy zaczynały się moje urodziny. Przed nami grał... legendarny Bob Marley. Ktoś mu nadał, że mam akurat urodziny, i gdy schodził ze sceny, zaśpiewał mi „Happy Birthday". Ludzie nas tam jeszcze nie bardzo znali, natomiast gdy zaczęliśmy grać, „zastopowało" ich przy wyjściach. Dniało już, a ludzi było jeszcze pełno na tej łące. Sprzedaliśmy wszystkie płyty, to było akurat po wydaniu „Follow My Dream".

Po „Follow My Dream" było jeszcze wasze drugie opus magnum – płyta „Memento z banalnym tryptykiem" (1980), nagrana z dwoma gitarzystami – Apostolisem i Sławomirem Piwowarem. Wkrótce przestaliście istnieć.

Po tych prawie dziewięciu latach harówki byliśmy już zmęczeni.

Nie wytrzymaliście tempa.

Nie było szans. Mieliśmy wtedy kontrakt z mocną firmą niemiecką Aries, która nas bardzo promowała, głównie na rynkach zachodnioeuropejskich. Ale my przecież chcieliśmy grać także za żelazną kurtyną: w Polsce, na Węgrzech, w Czechosłowacji, gdzie na koncerty przychodziły dziesiątki tysięcy ludzi. Poświęciliśmy się w całości temu, co robiliśmy. No i przyszedł czas, że trzeba było zrobić przerwę. W 1980 r. skończyliśmy, w 1981 r. wybuchł stan wojenny. A przecież jeszcze niedawno jednym z głównych utworów w naszym repertuarze było „Freedom" (Wolność). Każde jego wykonanie w krajach za żelazną kurtyną miało wielkie znaczenie. Młodzi ludzie reagowali na niego fantastycznie. Choćby w takiej Czechosłowacji, która była zakuta w kajdany Russlandu.

W jednym z wywiadów powiedział pan zresztą: „Gram wolność". To dla pana bardzo ważna kategoria. Wolność muzyczna, ale widzę, że i polityczna też.

Reakcje publiczności, w większości młodych ludzi, niosły nas. Absolutnie jednak nie mieszaliśmy się w politykę. Ale i tak każde nasze wejście na granicę między Wschodem a Zachodem to był horror. Staliśmy godzinami, „trzepali" nasze bagaże, spuszczali psy, poniżali nas, kazali się ogolić. A my chcieliśmy wolności, bo ją czuliśmy, potrzebowaliśmy jej. Podobnie jak ci, którzy żyli wokół nas. Chcieliśmy żyć bez tych dziwnych zasad, które wyznaczali komuniści, bez stawek ministerialnych za koncert, które były oszustwem, bez nieprzestrzegania prawa autorskiego. To był spontan. Cenienie nas przez publiczność i życzliwych nam dziennikarzy powodowało, że  się nie baliśmy. Nawet gdy na granicy robiono nam kontrole osobiste, śmialiśmy się z tego.

W latach 80. i 90. schodziliście się okazjonalnie. W pierwszej dekadzie XXI w. – na stałe, ale już bez Piotrowskiego, który ułożył sobie życie w USA.

Kilka lat temu zagraliśmy z grupą Marillion na Baja Prog Festival w Meksyku. Tam wielu ludzi, którzy mają pojęcie o progresywnym rocku, potraktowało nas wyjątkowo, tak jak taki zespół jak nasz na to zasługuje. Takich reakcji było więcej. Stevie Wilson, lider grupy Porcupine Tree, przekazał mi przez Tomka Dziubińskiego, szefa Metal Mind Productions, że chce się ze mną zobaczyć. Podczas spotkania powiedział: „Chłopie, wy byliście moją inspiracją".

Kto was dziś słucha? Mam nadzieję, że nie tylko średnie pokolenie.

W 2010 r. wystąpiliśmy jako gość specjalny grupy Deep Purple podczas jej występów w Polsce. Na każdym koncercie były znakomite reakcje publiczności, również tej zupełnie młodej. Widziałem młode, uśmiechnięte twarzyczki i byłem zarumieniony ze szczęścia, że tak młoda publiczność jest blisko nas.

Gdy pana obserwuję, mam wrażenie,  że walczą w panu dwie natury: pierwsza to „energetyczny" Skrzek, który bierze do ręki gitarę basową. Druga to Skrzek za klawiszami – refleksyjny, nostalgiczny.

Różnie jest. Mam szerokie upodobania muzyczne. Piszę muzykę teatralną i filmową, gram w kościołach i planetariach, a także z góralami. Proszę spojrzeć na organy piszczałkowe – jaki to fenomenalny instrument! Kiedy Klaus Schulze usłyszał po raz pierwszy, jak łączę dźwięki organów z syntezatorami, powiedział: „Hey, man, it's great.You will be a rich". Tyle że to było w stanie wojennym i nie mogłem zarobić dużo kasy (śmiech).

Pech. Wracając do show-biznesu: łatwo stać się w nim marionetką. SBB się przed tym obroniło.

No tak. Tak jest rozsądniej. Chwalipiętów, celebrytów i tych, którzy pokazują lakierki, jest bardzo dużo. Mało wiedzą, ale dużo gadają. Uważam, że potrzeba więcej skromności i pokory, by w końcu wydać z siebie te dźwięki, co trzeba.

Józef Skrzek kończy dziś 65 lat.

Wywiad z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"