To za Loosem wszyscy moderniści i zwolennicy funkcjonalnej, oszczędnej architektury z upodobaniem powtarzają „ornament to zbrodnia". Chociaż dla ścisłości należy dodać, że to właściwie trawestacja słów wiedeńskiego architekta, bo on sam swój najgłośniejszy esej z 1910 roku zatytułował „Ornament i zbrodnia".
Ostro w nim występował przeciw nadmiarowi dekoracji w architekturze i sztuce użytkowej, uważając, że współczesność musi wyzwolić się z niewoli ornamentu. Na początku XX wieku profetycznie głosił, że „wkrótce ulice miast będą lśnić jak białe ściany!". Pisał, że woli prostotę od przerostu dekoracji, bo nadmiar ornamentów napawa go obrzydzeniem, a ich miłośnicy tylko opóźniają kulturowy rozwój.
Zakrawa to na paradoks, że esej „Ornament i zbrodnia" powstał w Wiedniu , gdzie w architekturze w czasach Loosa triumfy święciły historyzm i secesja, lecz może jest w tym ukryta logika, że w otoczeniu bogato dekorowanej architektury łatwiej doświadczyć uczucia przesytu. Zapewne wpływ na poglądy Loosa miał także jego wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie jako dwudziestolatek spędził trzy lata. Wprawdzie był to bardzo trudny okres w jego życiu i żeby wyżyć, musiał chwytać się tam różnych zajęć – od prac murarskich do dziennikarstwa, ale nie zaprzestał interesować się architekturą.
Po powrocie do Europy projektował w Wiedniu domy mieszkalne i komercyjne budynki, dawał wykłady i dużo publikował W 1921 toku został mianowany głównym architektem Urzędu do spraw Osiedli Miasta Wiednia.
Nie znaczy to, że jego kariera zawodowa przebiegała bez problemów. Radykalne poglądy i projekty Adolfa Loosa budziły opór i protesty, czego przykładem były polemiki, jakie rozgorzały w 1911 roku wokół sztandarowego dzieła architekta w Wiedniu - domu przy Michaelerplatz u zbiegu Kohlmarkt i Herrengasse, niedaleko cesarskiego Hofburga. Dziś wrósł on w krajobraz, ale w czasach, gdy powstawał, wywołał skandal. Z powodu prostych fasad bez ozdób ironicznie przezwano go „domem bez brwi" A jeden z wiedeńskich dzienników pisał złośliwie o tym budynku, należącym do firmy Goldman&Salatsch: „ Jego nowoczesność najwidoczniej jemu samemu nie sprawia zbyt wielkiej przyjemności, spogląda ponuro i ukazuje nam swoje gładko wygolone oblicze, na którym by próżno szukać śladu uśmiechu. Zapewne z zasady, bo przecież uśmiech jest również ornamentem".