- Różewicz jest niechętny mediom, czego nie ukrywa – opowiadał Sapija. - Droga do zrobienia filmu była bardzo długa. Najpierw odbyliśmy krótkie spotkania o charakterze sprawdzającym, kim jestem. Do mieszkania zostałem zaproszony dopiero po kilku miesiącach. Za pierwszym razem poeta doprowadził mnie tylko do drzwi swego domu. Wreszcie zgodził się wziąć udział w filmie. Musiałem jednak swoje pomysły podporządkować temu, na co Tadeusz Różewicz wyraził zgodę. Chciałem, żeby film miał formę wywiadu. Usłyszałem: „Wie pan, wszystko co miałem do powiedzenia już powiedziałem Małachowskiemu". A że było to 30 lat temu – nie miało dla niego znaczenia.
Zaproponowałem, że skomponuję film z fragmentów jego tekstów, które przeczyta, a potem podłożymy obraz. Najpierw się zgodził, ale potem wycofał. Zdjęcia z ekipą we wrocławskim Muzeum Narodowym były trudną próbą, bo Różewicz robił wszystko, żeby tych zdjęć nie było. Mimo, że się umówił. Odwracał się tyłem do kamery mówiąc: „Proszę mnie nie fotografować z boku, bo mam brzuch, z tyłu, bo mam łysinę. A w ogóle, to co ja tu robię? Czy ma pan w ogóle jakąś koncepcję? Przecież to głupie, że chodzę i oglądam obrazy". A była to jedyna rzecz uzgodniona, którą zaakceptował. Musiałem uciekać się do podstępów. Postanowiłem, że będę zabierał ze sobą kamerę, nawet na te krótkie spotkania. Do Sopotu pojechałem bez uzgodnienia. Dowiedziałem się, że Różewicz jest w ZAIKS-ie, czym prędzej zarezerwowałem tam pokój i „przypadkiem" się spotkaliśmy. Powiedziałem, że mam małą kamerę, i że może byśmy przy okazji coś nakręcili. „A to dobrze, pokażę panu, gdzie chodzę na spacer" – i tak się zaczęło. Ciągle mnie zaskakiwał. Nieraz bardzo miło. Zaproponował, byśmy pojechali razem do profesora Mieczysława Porębskiego, jego przyjaciela, do Ustronia. Przy śniadaniu z jajkiem na miękko, czytał Porębskiemu kolejną wersję wiersza „Nożyk", wyjaśniając, co zmienił, co wyrzuci, nad czym się zastanawia. To było wspaniałe.
Kiedyś pokazał mi sąsiedni dom widoczny jak na dłoni z jego balkonu: „Ja patrzę na nich, ale oni patrzą na mnie. Kiedyś spotkałem sąsiada, który mi mówi: »Ma pan w tym roku bardzo piękną choinkę«. Wyobraża pan sobie?! Oni na mnie patrzą! "
Po pierwszym pokazaniu filmu zadzwoniłem do niego: „Wie pan, żona mi mówiła, że Porębski lepiej wygląda niż ja". Odpowiedziałem: „Ale pan Porębski daje się oświetlić, a pan nie".
nad morzem
– Coraz bardziej lubię zdjęcia pleców, a nie przodem. To co ja widzę, to nie jest ważne, bo pan widzi moje plecy i mój kapelusik. Natomiast nie widzi pan tego, co ja widzę. To, co ja widzę, to kawałek swojego buta, kawałek ręki, kapelusza, ale w gruncie rzeczy, jak pan stoi za mną, za plecami – mnie nie ma. Przecież nie mogę myśleć: to ja, Tadeusz Różewicz, autor sześciu tomów wydanych w Krakowie, siedzę tu na belce i patrzę na morze. A ja w centrum tego jestem całkiem niepotrzebny. A po co to? To jest ważne (pokazując horyzont). Wszedłby pan we mnie przez rytm morza, szum jego fali i horyzontu.