Dwa stworzone przez Polaka instrumenty otrzymały pierwszą i drugą nagrodę podczas XIV Międzynarodowego Konkursu Lutniczego im. Wieniawskiego w Poznaniu. To najstarsza taka impreza na świecie, organizowana raz na pięć lat i w porównaniu z innymi odbywającymi się w Niemczech, Czechach, USA czy w rodzinnym mieście Stradivariego, Cremonie, szczególnie trudna.
Poznański konkurs jest trzyetapowy, a jurorzy wydają werdykt nie tylko po tym, gdy sami próbują poznać jakość dźwięku instrumentu. W Polsce skrzypce muszą także przejść próbę koncertową zarówno w grze solowej, jak i z towarzyszeniem orkiestry. Prezentacje odbywają się anonimowo, skrzypek gra za parawanem, niewidoczny dla jury.
Mimo młodego wieku Piotr Pielaszek nie jest postacią anonimową. Na poprzednim konkursie poznańskim był w finale i otrzymał nagrodę za szczególne walory swoich skrzypiec. W ciągu ostatnich pięciu lat zdobył też nagrody w Pradze, w Cleveland czy w niemieckim ośrodku lutnictwa w Mittenwaldzie. Pochodzi z lutniczej rodziny i od dziecka wiedział, że chce robić to co ojciec. Pierwsze skrzypce wykonał, gdy miał 15 lat, odbył normalną drogę edukacyjną – poprzez licealną klasę lutniczą i Akademię Muzyczną w Poznaniu. Uczył się też grać, ale nie na skrzypcach, lecz na wiolonczeli.
Potem wsiadł w samochód i ruszył po Europie, próbując zostać asystentem znanych lutników. Przyjął go Niemiec Marcus Klimke i działająca we Francji Dunka Andrea Frandsen. Samodzielną działalność rozpoczął w Hiszpanii, ale wrócił do Polski. I ma własną pracownię.
Wzór Stradivariego
Sukces Piotra Pielaszka przypomniał o działającej u nas grupie artystów w czasach, gdy świat zalewają tanie instrumenty produkowane taśmowo głównie w Azji. Związek Polskich Artystów Lutników zrzesza ponad sto pracowni. Niektóre specjalizują się w naprawach i renowacji, co także jest sztuką. Polscy lutnicy nawiązują do dawnych tradycji, choćby działających na przełomie XVII i XVIII dwóch Marcinów Grobliczów.