Legendarny bluesman B.B. King kończy dziś 89 lat

Legendarny B.B. King kończy dziś 89 lat i mimo sędziwego wieku pakuje swoją gitarę „Lucille" i wyrusza w trasę koncertową.

Publikacja: 16.09.2014 08:30

B.B. King kończy dziś 89 lat

B.B. King kończy dziś 89 lat

Foto: Archiwum autora, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

- Kiedy śpiewam, to gram w myślach. Gdy przestają śpiewać moje usta, zaczynam śpiewać grając na Lucille — mówi o sobie.

To niewiarygodne, że żyjąca legenda bluesa, jaką jest niewątpliwie B. B. King, ma jeszcze siłę, by koncertować, nie tylko w USA, ale i na innych kontynentach. W ubiegłym roku poleciał do Australii. Ktoś wyliczył, że w swej karierze przemierzył 730 tysięcy mil. Z okazji 80. urodzin objechał z koncertami świat, jego tournée trwało ponad rok. Teraz nie opuszcza kontynentu. W ostatnich dniach sierpnia występował w Kalifornii, a 26 września zagra w Las Vegas. To ostatnio często odwiedzane przez niego miejsce na mapie USA. Tamtejsze hotele płacą ogromne pieniądze, żeby u nich wystąpił. A jednak zawsze wraca do Nowego Jorku, by zagrać w klubie swojego imienia przy Times Square. Tak będzie 12 i 13 października.

Riley B. King przyszedł na świat 16 września 1925 r. na plantacji bawełny k. Berclair w stanie Missisipi, gdzie pracowali jego rodzice. Wychowywała go babcia, a mały Riley śpiewał chórze kościoła baptystów. Pierwszą gitarę kupił w wieku dwunastu lat za 15 dolarów, co wydaje się zawrotną na tamte czasy sumą. Niektóre źródła mówią, że pierwszy instrument podarował mu bluesman Bukka White, kuzyn jego matki.

W 1947 r. opuścił plantację bawełny w delcie Mississippi i mając 2,5 dolara w kieszeni pojechał autostopem do Memphis. Tu była prawdziwa „Mekka" bluesa i tu zaczynało swą karierę większość bluesmanów. W początkach kariery pomógł mu właśnie Bukka White, grający wiejskiego bluesa. King grał gdzie się dało i z kim popadło. W 1948 r. wystąpił po raz pierwszy na żywo w audycji radiowej i wkrótce otrzymał stały kontrakt. Prowadzący show Sonny Boy Williamson uznał, że Riley B. King, to nie jest dobre nazwisko dla muzyka.

Od nazwy ulicy, na której było w Memphis najwięcej klubów, nazywano Kinga „Beale Street Blues Boy", ale to był zbyt długi pseudonim. Przylgnął więc do niego „Blues Boy King" skrócony z czasem do B.B. King, którego używa do dzisiaj. W połowie lat 50. B.B. grywał do tańca w miejscowości Twist w stanie Arkansas. Pewnego wieczoru dwóch bywalców miejscowej knajpy pobiło się i przewracając lampę naftową wznieciło pożar. King uciekł ze wszystkimi z płonącego budynku, ale przypomniał sobie, że w środku została jego gitara za 30 dolarów. Wrócił po nią i w ostatniej chwili uszedł z życiem wynosząc ją z walących się ścian. Kiedy później dowiedział się, że ci dwaj pobili się o dziewczynę imieniem Lucille, tak nazwał swoją odzyskaną gitarę. Od tego czasu takie imię nosi każda jego gitara.

B.B. King należał do najbardziej zapracowanych muzyków dając ok. 250 koncertów rocznie. Rekord pobił w 1956 r. grając 342 razy. Występował praktycznie wszędzie: w kafejkach, wiejskich salach tanecznych, teatrach murzyńskich, przydrożnych klubach, akademikach, kasynach, hotelach, filharmoniach. Do tradycji należały jego koncerty w amerykańskich więzieniach, a za płytę „Live at San Quentin" dostał w 1990 r. nagrodę Grammy. Otrzymał w sumie szesnaście statuetek, w tym jedną za całokształt twórczości (1978). Ostatnio uhonorowano jego album „One Kind Favor" (2009), to jak dotąd ostatnia jego studyjna płyta. Specjalną Grammy Hall of Fame Award otrzymał jego utwór „The Thrill is Gone" (1998). Ma swoją gwiazdę w Alei Sław Hollywood.

Jego tętniąca życiem muzyka jest unikalnym połączeniem tradycyjnego bluesa, swingu i popu. Jako gitarzysta stworzył rozpoznawalny styl gry na tym instrumencie z charakterystycznym wibratem. Na liście najwybitniejszych gitarzystów magazynu „Rolling Stone" zajmuje szóste miejsce. Od lat 60., kiedy zdobył wielką popularność, wzorują się na nim kolejne pokolenia bluesmanów i muzyków rockowych. W 2000 r. ukazał się znakomity album nagrany przez duet B. B. King & Eric Clapton „Riding With The King". Obaj wiele sobie zawdzięczają. Clapton Kingowi wczesne inspiracje, a King Claptonowi wysokie gaże, bo to biali bluesmani wypromowali ten styl muzyki i przenieśli go z klubów do wielkich sal koncertowych.

- Granie bluesa jest tym, co robię najlepiej. Jeśli Frank Sinatra może być najlepszy na swoim polu, Nat „King" Cole na swoim, Bach i Beethoven na swoich, dlaczego nie miałbym być wielki i znany z tego co gram, z bluesa - zwierzył się kiedyś jubilat.

Happy birthday Mr. B.B. King! Jesteś największy!

Marek Dusza

- Kiedy śpiewam, to gram w myślach. Gdy przestają śpiewać moje usta, zaczynam śpiewać grając na Lucille — mówi o sobie.

To niewiarygodne, że żyjąca legenda bluesa, jaką jest niewątpliwie B. B. King, ma jeszcze siłę, by koncertować, nie tylko w USA, ale i na innych kontynentach. W ubiegłym roku poleciał do Australii. Ktoś wyliczył, że w swej karierze przemierzył 730 tysięcy mil. Z okazji 80. urodzin objechał z koncertami świat, jego tournée trwało ponad rok. Teraz nie opuszcza kontynentu. W ostatnich dniach sierpnia występował w Kalifornii, a 26 września zagra w Las Vegas. To ostatnio często odwiedzane przez niego miejsce na mapie USA. Tamtejsze hotele płacą ogromne pieniądze, żeby u nich wystąpił. A jednak zawsze wraca do Nowego Jorku, by zagrać w klubie swojego imienia przy Times Square. Tak będzie 12 i 13 października.

Pozostało 81% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"