Joanna Mytkowska: Trudno ocenić co jest chłamem

Z Joanną Mytkowską, dyrektorką Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie o tegorocznym Warsaw Gallery Weekend i polskiej sztuce współczesnej rozmawia Małgorzata Piwowar.

Publikacja: 25.09.2014 07:30

Joanna Mytkowska

Joanna Mytkowska

Foto: Muzeum Sztuki Nowoczesnej Warszawa, Tadeusz Rolke rolke Tadeusz Rolke

W IV edycji Warsaw Gallery Weekend biorą udział 22 galerie prezentujące 56 artystów. To dużo czy mało?

Biorąc pod uwagę, jak wygląda to w innych miastach naszej części Europy i jak wyglądało to u nas parę lat temu – to imponujące liczby. W tegorocznym WGW bierze udział nawet jedna galeria z czeskiej Pragi, bo tam nie ma takiej imprezy. Jeśli zaś porównać z Berlinem, mającym podobną do WGW imprezę, od której została nawet zapożyczona nazwa warszawskiego wydarzenia – to już inaczej wygląda. U naszych sąsiadów otwiera wtedy podwoje co najmniej sto galerii, a istnieje - dużo więcej. Za to warszawska scena galeryjna jest bardzo młoda, otwarta na eksperyment, pełna inicjatywy i energii i to decyduje o jej niezwykłości. To jest małe środowisko – wszyscy się znamy, więc wiem, że to ludzie z ogromną pasją i wiedzą. WGW coraz bardziej przypomina Noc Muzeów. Pojawia się też coraz więcej popularyzatorskich i edukacyjnych propozycji. Jest to oczywiście dla nas jakiś rodzaj konkurencji, ale my – podobnie jak inne instytucje kultury staramy się wspierać tę imprezę, otwieramy nowe wystawy wiedząc, że wtedy pojawia się więcej widzów niż zazwyczaj.

Warsaw Gallery Weekend: Zobacz galerię zdjęć

Patrzy pani na tę imprezę jak dyrektorka MSN, czy galerzystka, współzałożycielka Galerii Fundacji Foksal?

Jako muzealnik, choć sądzę, ciągle potrafię spojrzeć na imprezę z obu perspektyw. Wiadomo, że muzeum różni się od galerii – w centrum zainteresowania muzeum jest bezinteresowny widz, a prywatnej galerii – kolekcjoner. To zasadnicza różnica.

WGW nie ma tak otwartej formuły jak berlińska impreza. To dobrze, że nie każda galeria może brać udział w imprezie?

Warszawska impreza podobnie jak berlińska ma zdecydowany profil: gromadzi galerie zajmujące się sztuka współczesną skupioną na nowych zjawiskach, często o ambicjach międzynarodowych, nawet jeśli pokazują lokalnych artystów i ma wyraźnie charakter pokoleniowy.

Ale popiera pani organizowanie przez inne galerie w tym czasie swoich wernisaży?

Oczywiście. Bo dla nas – jako dla instytucji publicznej jest jak najlepiej, żeby widzowie odwiedzali różne galerie i mieli wybór i porównanie.

Profesor Maria Poprzęcka powiedziała w jednym z wywiadów, że we współczesnej sztuce jest masa chłamu: „Wtórność. Humbug. Samozadowolenie. Parcie na karierę". Stwierdziła, że bardzo niewiele ze współczesnej sztuki przeniknie do przyszłości. Podziela pani jej zdanie?

Nie mogę mieć takiego negatywnego stosunku do sztuki, jaki może mieć krytyk. Jestem entuzjastką współczesnej sztuki, wspieram jej rozwój i należę do pokolenia, które tworzyło nową scenę artystyczną w Polsce. Kiedy więc słyszę taką opinię, jest mi trochę smutno. Ale oczywiście - w sztuce, tak jak w innych dziedzinach kultury, są rzeczy złe i dobre, wiele doraźnych, więc przemijających. Pani profesor ma rację, że czas wszystko weryfikuje. Ale też w jej opinii pobrzmiewa postawa wywodząca się z XIX-wiecznego spojrzenia – że instytucje, galerie, muzea są pewnego rodzaju świątyniami. I kiedy się do nich idzie - ma być pewne, że zobaczy się tylko wartościową sztukę. Ale świat bardzo się zmienił i takie podejście, że da się ustalić kanon i łatwo ocenić co jest chłamem – nieco się zweryfikowało. Współczesny kanon podlega negocjacjom, a sztuka jest bardziej dostępna i demokratyczna.

Da się oszacować – choćby w przybliżeniu – ile z tego, co zobaczą widzowie w 22 galeriach na WGW przetrwa próbę choćby 30 lat?

Nie wiem, czy na tym polega jedyna wartość sztuki. Może ważne jest też ulotne doświadczenie, czas spędzony na kontakcie ze sztuką?

Czy takie imprezy jak WGW zasypują podział między „my" i „wy" czyli tymi co się znają na sztuce i tymi, co jej nie rozumieją?

Mam nadzieję. Liczba widzów rośnie. Ludzie coraz chętniej identyfikują się ze stylem życia, w którym rzeczy nowe i zaskakujące są częścią codzienności. I szukają nowych wyzwań i doświadczeń, choć niekoniecznie są wielkimi miłośnikami sztuki. Obserwuję, jak rośnie nasza publiczność – w ubiegłym roku Muzeum Sztuki Nowoczesnej odwiedziło 120 tysięcy ludzi.

Może dlatego, że jest tu darmowy wstęp?

Ale to chyba dobrze? Uznaliśmy, że skoro jest bariera ekonomiczna to trzeba ją znieść. Szukamy sposobów na zainteresowanie sztuką poprzez inne tematy, np. społeczne, polityczne, plastyczne.

W piątek w Pałacu Prezydenckim odbędzie się towarzysząca WGW debata „Brakujące ogniwo. Partnerstwo publiczno-prywatne na przykładzie Towarzystw Zachęty Sztuk Pięknych". Co jest pani zdaniem tym brakującym ogniwem?

Wsparcie prywatne dla inicjatyw publicznych. Chodzi o filantropię, która w Polsce jest bardzo słabo rozwinięta. Zdobycie prywatnych pieniędzy na publiczne przedsięwzięcie kulturalne graniczy z cudem.

25 września MSN zaprasza na podwójny wernisaż. Tytuł wystawy „Ustawienia prywatności. Sztuka po Internecie" – brzmi raczej jak tytuł konferencji naukowej.

To wystawa opowiadająca o życiu w rzeczywistości, w której Internet jest jednym z podstawowych narzędzi komunikacyjnych. Ale to nie jest opowieść o nowych mediach tylko psychicznej kondycji człowieka, który żyje w dwóch rzeczywistościach naraz – realnej i wirtualnej. W wystawie bierze udział liczna grupa bardzo młodych międzynarodowych artystów. Druga wystawa, którą otwieramy dedykowana jest Marii Bartuszovej, artystce, którą można nazwać słowacką Aliną Szapocznikow. Pokazujemy 70 jej rzeźb.

Powiedziała pani kiedyś, że martwi się o przyszłość polskiej sztuki współczesnej. Czyli o co?

To musiało być dawno, bo dziś mamy dobrze działające instytucje, mnóstwo galerii, świetnych artystów i oddaną publiczność. Jeśli czegoś się obawiam to wojen kulturowych, w których bardzo trudno o namysł czy refleksję. Znakiem, że się zaczęły było, na przykład, palenie „Tęczy" Julity Wójcik. Sztuka potrzebuje wolności.

W IV edycji Warsaw Gallery Weekend biorą udział 22 galerie prezentujące 56 artystów. To dużo czy mało?

Biorąc pod uwagę, jak wygląda to w innych miastach naszej części Europy i jak wyglądało to u nas parę lat temu – to imponujące liczby. W tegorocznym WGW bierze udział nawet jedna galeria z czeskiej Pragi, bo tam nie ma takiej imprezy. Jeśli zaś porównać z Berlinem, mającym podobną do WGW imprezę, od której została nawet zapożyczona nazwa warszawskiego wydarzenia – to już inaczej wygląda. U naszych sąsiadów otwiera wtedy podwoje co najmniej sto galerii, a istnieje - dużo więcej. Za to warszawska scena galeryjna jest bardzo młoda, otwarta na eksperyment, pełna inicjatywy i energii i to decyduje o jej niezwykłości. To jest małe środowisko – wszyscy się znamy, więc wiem, że to ludzie z ogromną pasją i wiedzą. WGW coraz bardziej przypomina Noc Muzeów. Pojawia się też coraz więcej popularyzatorskich i edukacyjnych propozycji. Jest to oczywiście dla nas jakiś rodzaj konkurencji, ale my – podobnie jak inne instytucje kultury staramy się wspierać tę imprezę, otwieramy nowe wystawy wiedząc, że wtedy pojawia się więcej widzów niż zazwyczaj.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"