Przez Europę przetacza się baobabowa fala, ulotki dołączane do specyfików z tego afrykańskiego drzewa informują, że zawierają trzy razy więcej witaminy C niż kiwi i sześć razy więcej od pomarańczy. Żelaza więcej niż szpinak, i tak dalej, jednym słowem — eliksir. Trudno nie nakłaniać ucha na reklamę takich produktów. We Francji już okrzyknięto go produktem roku 2015.

Ale Francuzi są też dociekliwi. Portal „20 minutes" zapytał specjalistę, czy masowy run na produkty baobabopochodne nie spowoduje zagłady tego gatunku drzewa?

- Bez obaw — uspokaja Pascal Dathu, dyrektor Centrum Współpracy Międzynarodowej i Badań Agronomicznych na Madagaskarze. — Baobabowa pulpa, jaka trafia do Europy, uzyskiwana jest z owoców, a nie z pni baobabów, a to nie szkodzi bardziej niż zrywanie jabłek.

Jednak gatunek może nie przetrzymać gorączki baobabowej, jeśli producenci wszelkiego rodzaju odżywek zaczną brać przykład z ludów afrykańskich, które wykorzystują także liście baobabów (do sosów) i korę (do splatania sznurów). Ludy afrykańskie, zwłaszcza pasterskie, nie korzystają z mebli, ale jeśli europejskim firmom meblarskim spodoba się drewno baobabowe — koniec będzie bliski, wbrew zapewnieniom dyrektora Dathu.