„Snajper” – duma czy hańba

Clint Eastwood ma odwagę iść pod prąd, bronić tradycyjnych wartości jak jego bohater, bez zastrzeżeń wierzący w wagę powierzonych mu zadań. A przy tym film pozbawiony jest patriotycznego patosu.

Aktualizacja: 20.02.2015 06:37 Publikacja: 19.02.2015 19:10

Foto: WARNER BROS.

PRO - Jacek Marczyński

Tytułowy bohater to postać autentyczna, ale nawet jeśli Chris Kyle by nie istniał, prędzej czy później scenarzyści kogoś takiego by wymyślili. Łączy w sobie szlachetność i prawość bohatera klasycznego westernu, który musi naprawić to, co w świecie jest złe.

Eastwood lubi twardzieli, którzy nie zważając na przeciwności, dążą do celu, nawet jeśli za zwycięstwo muszą zapłacić wysoką cenę. Choć znaczna część filmu toczy się w Iraku, „Snajper" nie jest typowym filmem akcji. To opowieść o człowieku, który się twardo trzyma wyznawanych przez siebie zasad.

Kiedy inni twórcy filmowi chcą rozliczać polityków, kiedy pokazują cenę, jaką płacą żołnierz i jego najbliżsi, kiedy portretują ludzi psychicznie poturbowanych na wojnie, Eastwood robi coś odwrotnego. Dla jego bohatera patriotyzm jest najwyższą wartością, obrona ojczyzny – zaszczytnym obowiązkiem, który należy podjąć, nie zważając na osobiste poświęcenia.

W „Snajperze" Eastwood ma odwagę odwołać się do dawnych amerykańskich wartości. Dla zrozumienia motywacji bohatera istotna jest bowiem scena z dzieciństwa, kiedy mały Chris uczy się polować i otrzymuje od ojca ważną lekcję, że ludzie dzielą się na owce, wilki oraz psy pasterskie chroniące stada. Chris chce być jednym z nich, zarówno wtedy, gdy staje w obronie brata bitego przez kolegów, jak i wówczas, gdy wyrusza na wojnę do Iraku.

Eastwoodowi udało się przy tym uniknąć natrętnej ideologii i hurrapatriotycznego tonu. „Snajper" to film szczery, co jest również ogromną zasługą nominowanego do Oscara odtwórcy głównej roli Bradleya Coopera. By upodobnić się do Kyle'a przytył ponad 20 kilo, nauczył się teksańskiego akcentu, ale przede wszystkim stworzył postać skromną, pełną ciepła. Kyle-Cooper stanowi całkowite przeciwieństwo superbohaterów z holly- woodzkiego kina akcji, choć w sztuce władania bronią był od nich wprawniejszy.

W Ameryce „Snajper" okazał się ogromnym sukcesem, w ciągu pierwszych trzech tygodni zarobił ponad 216 mln dolarów. Ale wzbudził też liczne kontrowersje. W naszych czasach, kiedy stawiamy coraz liczniejsze pytania, mamy coraz więcej rozterek, wątpliwości, analizujemy osobiste traumy i przeżycia, a interes prywatny staje się ważniejszy od wartości nadrzędnych, dobrze jest wiedzieć, że zdarzają się jeszcze ludzie broniący dawnych wartości. Wojna jest przecież blisko nas.

KONTRA - Barbara Hollender

„Snajper" jest hollywoodzkim aroganckim filmem o heroicznych Amerykanach zabijających, jak w grze wideo, „dzikich" terrorystów na ulicach Iraku. Tak już dzisiaj nie opowiada się o wojnie.

„Snajper" to prawdziwa historia komandosa Chrisa Kyle'a, który odbył w Iraku cztery misje. „Ludzie dzielą się na poczciwe owce, wilki i psy pasterskie chroniące owce przed wilkami" – usłyszał jako chłopiec od ojca, który kazał mu bronić młodszego brata. Charakter psa pasterskiego Kyle'owi został. Wychowany w kulcie siły, od dziecka uczony zabijania na polowaniu, wstąpił do wojska. Stał się  legendarnym amerykańskim snajperem. Osłaniał żołnierzy penetrujących irackie ulice. I pociągał za spust. Oficjalnie udokumentowano mu 160 zabitych wrogów, nieoficjalnie ponad pół tysiąca.

Clint Eastwood nakręcił hollywoodzką bajkę o bohaterze. Arogancką w swojej jednostronności. Owszem, pokazał drugą stronę tego heroizmu – ciężarną żonę, która podczas rozmowy słyszy nagle w komórce wyłącznie piekło wystrzałów. Ale jednocześnie zachował się jak projektant gier wideo.

Stale widzimy więc na ekranie lufę karabinu Chrisa, a każdy Irakijczyk, jaki pojawia się na ulicy, jest terrorystą do zlikwidowania. Kobieta, dziecko – wszyscy mają w zanadrzu granat, który może wysadzić w powietrze amerykański czołg. Wszystkich więc trzeba zabić. Pies pasterski odhacza trafienia. Wraca do Iraku cztery razy. Nikt tu nie zadaje pytań o sens wojny, bo i po co?

Kathryn Bigelow w znakomitym „Hurt Locker. W pułapce wojny" portretowała saperów, którzy w Iraku każdego dnia zaglądali w oczy śmierci, rozbrajając miny na pustynnych drogach i ulicach Bagdadu. Ludzi uzależnionych od niezbędnej porcji adrenaliny, jaką niesie niebezpieczeństwo. W filmie „W dolinie Elah" Paul Haggis pokazywał chłopaków skażonych wojną iracką.

– Oni wracają do kraju zrujnowani – powiedział mi. – Jedni starają się zasymilować przeszłość i zostają w wojsku, inni załamują się psychicznie, jeszcze inni stają się wypranymi z uczuć maszynami czekającymi na rozkazy. Ale pamięci nie da się zatrzeć. Może stąd bierze się największa od 30 lat liczba samobójstw w amerykańskim wojsku?

Clint Eastwood nie przesadza z wątpliwościami. Im więcej wrogów zabijesz, tym jesteś większym herosem. Sam Chris Kyle zginął już w Stanach, z ręki weterana wojennego. Eastwood nie pyta dlaczego. W końcówce pokazuje pogrzeb. Drogę z Midlothian do Austin pełną amerykańskich flag i tłumów żegnających faceta, który zabił setki osób. Czy nie nazbyt łatwo godzimy się na świat jak z komputerowej gry?

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"