W niedzielę szykuje się szczególne wydarzenie. Przygotowane z okazji 250-lecia teatru publicznego w Polsce i 50-lecia odbudowy, a właściwie wzniesienia po II wojnie od podstaw, Teatru Wielkiego w Warszawie. A do wystawienia „Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki – utworu z narodowego kanonu – po raz pierwszy zaproszono artystę spoza Polski – Davida Pountneya.
Radość z wolności
Wybór realizatora może nie spodobać się obrońcom tradycji. – Taka jest jednak nasza powinność wobec narodowych arcydzieł – mówi „Rzeczpospolitej" Waldemar Dąbrowski, dyrektor Opery Narodowej. – „Straszny dwór" odegrał ważną rolę w historii Polski, ale na szczęście dziś nie musi spełniać tych samych powinności: działać ku pokrzepieniu serc, przywoływać obyczaj szlachecki nieistniejącej Rzeczypospolitej. Tą premierą chcemy teraz postawić pytanie o wartości uniwersalne utworu Moniuszki, dlatego zaprosiliśmy Davida Pountneya.
Ten 68-letni artysta o uznanej od lat pozycji w Europie był m.in. dyrektorem English National Opera, festiwalu w Bregencji, obecnie kieruje Welsh National Opera. Ma ogromne zasługi dla kultury polskiej. Ceni Karola Szymanowskiego, jego oryginalna inscenizacja „Króla Rogera" zdobyła uznanie w Bregencji i Barcelonie. Promuje opery Mieczysława Wajnberga, którego „Pasażerkę" pokazał w ośmiu teatrach Europy i USA, w 2016 roku zrobi to w Miami. Doprowadził w Bregencji do prapremiery czekającego na wystawienie ponad 30 lat „Kupca weneckiego" Andrzeja Czajkowskiego. Spektakl zdobył prestiżową nagrodę International Opera Award.
Ma jednak świadomość, że praca nad „Strasznym dworem" to zupełnie inne wyzwanie. – W latach 70. byłem zaproszony na dyskusję do Łodzi – opowiada „Rzeczpospolitej". – Wylądowałem w Warszawie, gdzie obejrzałem „Straszny dwór" i „Halkę". Jeśli chodzi o „Straszny dwór", niewiele wtedy zrozumiałem. Kto nie zna polskiej tradycji, nie ma szans dotrzeć do sensu moniuszkowskiej historii. Ale bardzo podobała mi się muzyka.
Do pracy przystąpił po rozmaitych lekturach historycznych. – Ważne jest odniesienie do czasu, kiedy Polska była państwem niepodległym, ale w tle jest utrata wolności i okupacja – mówi. – Moim zdaniem idealnym odpowiednikiem tamtych czasów, a bardziej zrozumiałym dla współczesnych widzów, jest rok 1920, okres zwycięskiej wojny Polski z bolszewikami i Bitwy Warszawskiej, która przypieczętowała odzyskanie niepodległości. Lata 20. były spektakularne. Polska cieszyła się wolnością, na to nałożyły się zmiany kulturowe, obyczajowe. Karnawał niepodległości nie trwał jednak długo i ciążył nad nim jak fatum koniec, który nastąpił w 1939 roku.