Kiedy Polska cieszyła się z wolności

David Pountney | Brytyjski reżyser wyjaśnia, dlaczego postanowił zmienić czas akcji, inscenizując „Straszny dwór".

Publikacja: 05.11.2015 20:00

Kiedy Polska cieszyła się z wolności

Foto: Archiwum TW-ON

"Rzeczpospolita": Jakie były pana pierwsze wrażenia po zapoznaniu się ze „Strasznym dworem", który nawet dla młodych Polaków staje się enigmatyczny?

David Pountney:

Nie uwierzy pan, ale znam to dzieło od dawna. W latach 70. byłem zaproszony do Łodzi na dyskusję o szkockiej operze. Wylądowałem w Warszawie i miałem trochę czasu, który szybko mi zorganizowano. I wtedy obejrzałem „Straszny dwór" i „Halkę" Moniuszki.



I co pan z tego zrozumiał?



Łatwiej było z „Halką", bo tam jest wątek miłosny zrozumiały dla każdego. Jeśli chodzi o „Straszny dwór", uczciwie byłoby powiedzieć, że niewiele. Kto nie zna polskiej tradycji, nie ma szans dotrzeć do sensu Moniuszkowskiej historii. Ale bardzo podobała mi się muzyka.

Jak zaczął pan drążyć temat „Strasznego dworu"? Obłożył się pan książkami, oglądał filmy?

Oczywiście, nie obyło się bez lektur, ale też z nimi nie przesadzałem. Zorientowałem się, że sama historia jest pretekstem do przedstawiania pewnych podtekstów oczywistych dla Polaków. Wiedziałem, że ważne jest odniesienie do czasu, kiedy Polska była państwem niepodległym, ale w tle jest kwestia utraty suwerenności i okupacja. Zdecydowałem, że muszę się oprzeć w inscenizacji właśnie na tej kombinacji. Chodzi o pokazanie niewoli, która uwypukla znaczenie wolności, radości z niej i z wielkich zwycięstw.

„Straszny dwór", wystawiony po upadku powstania styczniowego, nawiązywał do wiktorii wiedeńskiej, ostatniego zwycięstwa Rzeczypospolitej przed upadkiem.

Dlatego pomyślałem, że idealnym odpowiednikiem tamtych czasów, bardziej zrozumiałym dla współczesnych widzów, będzie rok 1920, czyli okres zwycięskiej wojny Polski z bolszewikami oraz Bitwy Warszawskiej, która przypieczętowała odzyskanie niepodległości po zaborach. Lata 20. były spektakularne. Polska cieszyła się wolnością, na to nałożyły się zmiany kulturowe, obyczajowe, związane z modą. Wiemy też, że karnawał niepodległości nie trwał długo i jak fatum ciążył nad nim koniec, który nastąpił w 1939 roku. Analogia między triumfem po wiktorii wiedeńskiej a triumfem po Bitwie Warszawskiej w szerszym kontekście, z perspektywy naszych czasów, wydaje się oczywista. Wręcz perfekcyjna.

Czy tradycyjne polskie motywy i tańce, których wiele jest w „Strasznym dworze", były dla pana ważną inspiracją w reżyserskiej pracy?

Nie byłem w tej kwestii purystą. Nie jest to też mój obszar odpowiedzialności, tylko choreografa. Oczywiście, nawiązujemy do tradycyjnego polskiego mazura, ale zależy nam na podkreśleniu klimatu lat 20. minionego wieku. Dlatego w kwestii mazura proszę się przygotować, że to będzie jego przetworzenie: kombinacja przeszłości i nowoczesności. Staram się, rzecz jasna, odpowiedzieć na atmosferę, jaka jest zawarta w muzyce Moniuszki. A jest w niej wielka różnorodność motywów romantycznych, teatralności i komizmu, bo Moniuszko miał wielkie poczucie humoru. Stworzył zabawne sceny oraz niezwykle barwne charaktery – Miecznika, Macieja, Skołubę. Był utalentowanym i zręcznym kompozytorem. Dobrze mu się układała operowa materia, ambitnie podchodził do komponowania rozbudowanych arii, że wspomnę tylko partie Stefana czy Hanny. Czuć wyobraźnię Moniuszki, który nie opierał się wyłącznie na tradycji. On ją rozwijał. „Aria z kurantem" to perełka napisana przez operowego zegarmistrza.

Żyjemy w czasach, kiedy takie pojęcia jak honor i patriotyzm potaniały lub wręcz przestały mieć znaczenie dla młodych ludzi. Jak je uratować w operze?

Nie wiem, jak jest w Polsce, mogę mówić jako Brytyjczyk: jesteśmy bardzo dumni z naszej historii i dokonań. A braliśmy udział w wielu wojnach. Duma dla narodu, dla społeczeństwa jest wartością tworzącą poczucie wspólnoty. Jestem bardzo zasmucony, kiedy część moich przyjaciół w Szkocji powtarza, że świat nie potrzebuje kolejnego małego narodu, kolejnego gracza w politycznej grze. Są nowe pola, gdzie poczucie narodowej dumy jednoczy i nie czyni nikomu problemu. To oczywiście sport i kultura. W tych przestrzeniach możemy zachować narodową dumę, nie raniąc nikogo i nie niszcząc. A wracając do Polski i jej historii: wasza historia to, praktycznie rzecz biorąc, kultura oporu w walce o tożsamość. Trudno sobie wyobrazić Polaków, którzy nie walczyli. Dlatego dziwi mnie pana pytanie.

Gdyby był pan w Polsce rok temu, gdy zaostrzył się konflikt rosyjsko-ukraiński, nie byłby pan zdziwiony. Wielu młodych Polaków deklarowało, że nie chce powielać tragicznego losu przodków i ginąć za ojczyznę.

Myślę, że to ma głębsze powody. Młodzi Polacy byli świadkami, jako odbiorcy globalnych mediów, wojen na Bliskim Wschodzie. Obserwując nasze zaangażowanie w Iraku, można z całą mocą powiedzieć, że to była bezsensowna wojna. Niektórzy z nas wiedzieli to już wtedy, gdy wybuchła. Teraz, gdy obserwujemy skutki, jakie tamta wojna wywołała – migrację do Europy czy powstanie Państwa Islamskiego – wszyscy mamy świadomość popełnionych błędów. Ale są wojny, w których trzeba się opowiedzieć przeciwko agresji. Rosja wywołuje chaos na Ukrainie i ktoś musi ją powstrzymać. Jeśli tego nie uczynimy, ten chaos może się przenieść do naszego kraju, do naszego domu. To nie jest wcale takie nieprawdopodobne. Wtedy honor i duma są bardzo ważne. Niezbędne.

W sferze wizualnej inspirował się pan podobno polskim malarstwem, Wyspiańskim i Podkowińskim.

Obrazy są niezwykle ważne w oryginalnym libretcie. Dopowiadają to, czego nie powiedziano słowami. Poprzesuwałem jednak akcenty. Widzowie zobaczą obraz Bitwy Warszawskiej. To tworzy czasową ramę, mówi, kiedy i gdzie jesteśmy, skąd powrócili żołnierze. Obrazy są zapisane także w didaskaliach kolejnych scen. Kierowałem się tym, że w szlacheckich domach w latach 20. bardzo modne było odgrywanie sztuk. Dlatego to, co mogło być pokazane na płótnach dziewczęta przedstawiają w żywych obrazach, które stają się parodią tematów związanych z małżeństwem. Przydał się znaleziony przeze mnie cykl francuskich obrazów, których bohaterkami są siostry. Najpierw przysięgają, że nigdy nie poślubią mężczyzny, potem zostają ugodzone strzałą Kupidyna. Na końcu widzimy je u boku ukochanych.

—rozmawiał Jacek Cieślak

Stanisław Moniuszko „Straszny dwór". Dyrygent Andriy Yurkevych, reżyseria David Pountney, scenografia Lesley Travers, choreografia Emil Wesołowski, premiera 8 listopada 2015 roku

"Rzeczpospolita": Jakie były pana pierwsze wrażenia po zapoznaniu się ze „Strasznym dworem", który nawet dla młodych Polaków staje się enigmatyczny?

David Pountney:

Nie uwierzy pan, ale znam to dzieło od dawna. W latach 70. byłem zaproszony do Łodzi na dyskusję o szkockiej operze. Wylądowałem w Warszawie i miałem trochę czasu, który szybko mi zorganizowano. I wtedy obejrzałem „Straszny dwór" i „Halkę" Moniuszki.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"