„Black Star" przypomina postać Ziggy'ego Stardusta. Motyw ten Bowie rozwinął na płycie „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars" z 1972 r. Jeden z najważniejszych albumów w historii rocka stał się opowieścią o przybyciu na Ziemię kosmity Ziggy'ego Stardusta, który zakochał się w rock and rollu, stał się rockową gwiazdą i idolem, upodobał sobie śpiewanie o cierpieniu.
Bowie przez długie lata utożsamiał się ze Stardustem i wcielał w jego rolę perfekcyjnie. Doszło do tego, że reżyser Nicolas Roeg zaprosił muzyka do zagrania tytułowej roli w „Człowieku, który spadł na Ziemię". Opisał pustkę swoją i generacji, opakowując wszystko w nowoczesną poetykę komiksu i science fiction. A jeszcze przed lądowaniem Amerykanów na Księżycu Bowie skomponował piosenkę „Space Oddity".
To wcielenie Bowiego jest mało znane fanom muzyki pop, dla których istnieje wyłącznie w formacie z albumu „Let's Dance" (1983). Od początku należy do najbardziej wpływowych artystów rockowej awangardy związanej z Brianem Eno, Iggym Popem, Robertem Frippem. Nie chciał być wyłącznie wokalistą: estrada miała być sceną, a on sam postacią wykreowaną poprzez kostiumy, makijaż, fryzury.
Nagranie „Black Star" David Bowie rozpoczął od próby nawiązania współpracy z amerykańską kompozytorką Marią Schneider. Napisała z nim piosenkę „Sue (Or in a Season of Crime)" nagraną z jej zespołem, który przypomina The Lounge Lizards Johna Luriego. Wykonywaną z furią kompozycję poznaliśmy dzięki składance Bowiego „Nothing Has Changed" z 2014 r.
Najnowszy album jest prowokacyjnie nieprzebojowy, brzmieniowo i aranżacyjnie rozjechany, chwilami freejazzowy, zagęszczony elektronicznymi rytmami w stylu jungle. Dostaliśmy płytę nagraną na odlocie i mająca wywołać odlot. Mroczne teksty dotyczą seksu, erotyki, odchodzenia, śmierci.