37 lat temu na mocy przepisów o stanie wojennym władze zablokowały konta Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców 1970, a rok później wydały decyzję o zdelegalizowaniu komitetu. – To były bezprawne działania – mówi „Rzeczpospolitej" Henryk Knapiński, przewodniczący reaktywowanego komitetu, który walczy o odszkodowanie za zagarnięte mienie.
Pomysł powołania komitetu dla budowy pomnika poległych w 1970 r. stoczniowców zrodził się podczas sierpniowego strajku w 1980 w Stoczni Gdańskiej. Jak przypomina Jerzy Borowczak, uczestnik tego strajku (dziś poseł PO–KO), budowa pomnika była kluczowym punktem wszystkich robotniczych protestów i gdańskiej opozycji przez dekadę. Pomnik – trzy krzyże z kotwicami – stoi na placu Solidarności w Gdańsku w pobliżu Bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej. Powstał w 100 dni, a żeby go wybudować, ustawiały się kolejki. Chciano zdążyć do 16 grudnia 1980 roku – na rocznicę masakry grudniowej z 1970 r., w której zginęło 45 osób, a ponad 1000 zostało rannych.
Cel osiągnięty
– Z całej Polski i świata ludzie słali pieniądze na budowę tego pomnika, na zakup materiałów. Ale to stocznia była formalnym dyrektorem zastępczym tej inwestycji, bo nasze stowarzyszenie nie mogłoby tych pieniędzy rozliczyć, lecz my je jako komitet refundowaliśmy – wspomina Henryk Knapiński. – Pamiętam, jak z Brukseli przyjechał do nas Jan Kułakowski (był wtedy sekretarzem generalnym Światowej Konfederacji Pracy) i przywiózł 3 tys. dolarów – dodaje.
13 grudnia 1981 roku do biura projektów Stoczni Gdańskiej przyszło ZOMO i zabrało większość dokumentacji pomnika. Trzy dni później stowarzyszenie zostało zawieszone, a konta komitetu w Narodowym Banku Polskim (IV Oddział Miejski) decyzją Mieczysława Gromadzkiego, dyrektora Wydziału Spraw Społeczno-Administracyjnych Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku, zostały zablokowane.
Sprawa likwidacji Społecznego Komitetu w czasach stanu wojennego otarła się o najwyższych rangą PRL-owskich dygnitarzy. Interesował się tą sprawą m.in. Mieczysław F. Rakowski, wtedy wiceprezes Rady Ministrów. Z materiałów IPN wynika, że działacze interweniowali u Czesława Kiszczaka, a także Wojciecha Jaruzelskiego.