Prokuratorzy zakończyli śledztwo przeciwko jednemu z podwarszawskich gangów. Na ławie oskarżonych zasiądzie 10 członków dwóch band z Wołomina i Sochaczewa, które specjalizowały się w rabowaniu tirów.

Śledczy ustalili, że łupem drogowych rozbójników, działających w latach 2002-2003 r. padło w sumie ponad 20 ciężarówek z towarem o wartości kilku milionów zł. Przestępcy rabowali przede wszystkim markowe dresy, maszynki do golenia, papierosy i sprzęt RTV i stal.

- Jeżeli ciężarówki miały być zrabowane metodą na policjanta, to rolę funkcjonariuszy mogli odgrywać tylko przestępcy, którzy wyglądem wzbudzali zaufanie, a przede wszystkim wyglądali na stróża prawa - mówił jeden ze śledczych. Prostsze zadanie mieli bandyci siłowo przejmujący ciężarówki. W tym wypadku od kandydatów wymagano odpowiednich gabarytów i przerażającego wyglądu.

Przy okazji śledztwa wyszło na jaw, dlaczego często podczas napadów na tiry przestępcy zabierali dokumenty przewozowe. - Nie jest tajemnicą, że w półświatku nikt nikomu nie ufa. Choć oskarżeni tworzyli zgraną bandę, to jednak, aby uniknąć niesnasek co do podziału łupów, pokazywali wspólnikom dokumenty przewozowe z wykazem towarów i ich wartością - opowiada jeden ze śledczych.

Wśród 10 oskarżonych są dwaj bracia B. - podejrzani także o przynależność do gangu obcinaczy palców. Żaden z gangsterów nie przyznaje się do winy. Wszystkim grozi do 15 lat więzienia.