Prokurator,który za rządów PiS postawił te zarzuty doktorowi G, po objęciu władzy przez PO niezwłocznie je wycofał i umorzył postępowanie. Przed sądem – jak opisuje to Wyborcza – heroicznie bronił opinii o niewinności doktora G. Sąd rozpatrywał zażalenie na jego decyzje złożone przez rodziny pacjentów, którzy po operacjach przeprowadzonych przez chirurga zmarli. „Gazeta”przypomina wprawdzie, że pierwszy pacjent zmarł, gdy podczas wszczepiania by-passów doktor opuścił salę operacyjną; drugi, bo doktor G. przeszczepił mu serce mimo zapalenia płuc i wysokich oporów płucnych; trzeci, bo podczas operacji przeprowadzanej przez doktora G zostawiono pacjentowi w sercu gazik, co po siedemdziesięciu dniach spowodowało, w wyniku zakażenia, śmierć pacjenta.
Ani prokurator, ani sąd, ani wreszcie Wyborcza, żadnej odpowiedzialności lekarza nie widzą. Ostro polemizującego z tą postawą pełnomocnika rodzin zmarłych pacjentów doktora G. , autor tekstu, Bogdan Wróblewski swoiście lustruje:Mecenas Rogalski „oskarżał jak prokurator. Którym zresztą jest, choć nie praktykował w tym zawodzie, ale to zdany egzamin prokuratorski umożliwił mu przejście do adwokatury”. Wszystko jasne, prawda – żaden z niego mecenas, tylko prosty prokurator.
Na koniec dziennikarz Wyborczej nie umie sobie odmówić jeszcze jednej sugestii. „Rogalski nie pogodził się z orzeczeniem, długo przed kamerami cytował Religę, wyłuskiwał sprzeczności w opiniach biegłych itp. – Czy prokurator i sąd maja przed sobą inne akta niż pan – zaczęli w końcu pytać dziennikarze. – Czy wietrzy pan jakiś spisek, układ? – dociekali. Rogalski nie odpowiedział”. Tak kończy się tekst informacyjny w Wyborczej - jej czytelnicy po raz kolejny zostali utwierdzeni w przekonaniu, że tylko zaślepieni wyznawcy istnienia układów w Polsce, mogą sądzić, że doktor G. jest winny. A przecież ani układ, ani gazik w sercu nie mają znaczenia.
„Uważam Palikota za chama” – obwieszcza w „Dzienniku” Piotr Kownacki, szef kancelarii prezydenta, po tym jak prokuratura oświadczyła, że polityk PO nazywając prezydenta „chamem” wcale go nie znieważył. „W okresie rządów premiera Donalda Tuska świadomie jest prowadzona z jego strony polityka dezawuowania prezydenta i jego urzędu. Ponieważ Palikot należy do najściślejszego kierownictwa Platformy, oczywiste jest, że pozostali członkowie tego kierownictwa tak samo sądzą. Tyle, że podzielili się rolami. Ktoś jest dobrym gliną, a Palikot tym złym” – mówi minister i trudno odmówić mu racji. Tyle, że trudno przewidzieć, czym skutkować będą zapowiedzi, iż kancelaria nie będzie już ignorować inwektyw posła PO. Z tego co widać w sądach i prokuraturze sprawiedliwość jest po stronie nie tylko doktora G. ale i polityka PO. Minister prezydenta Kaczyńskiego jako żywo do tej partii nie należy, blisko dworu Tuska nie jest. Niech się więc nie zdziwi, gdy prokuratura uzna, że właśnie znieważył Palikota nazywając go chamem. No bo jak tak można mówić o pośle PO?
[ramka][link=http://blog.rp.pl/lichocka/2008/12/02/sady-sadami-ale-sprawiedliwosc-musi-byc-po-naszej-stronie/]Skomentuj[/link][/ramka]