Widzowie TVP w środę wieczorem zobaczyli, że z szefem polskiego rządu rozmawia dziennikarz zajmujący się problematyką ekonomiczną Paweł Gadomski. Decyzję kierownictwo podjęło godzinę przed emisją.
Co się stało? Zacznijmy od tego, że „Wiadomości” akredytowały w Davos trzyosobową ekipę (z Gadomskim) kilka tygodni przed ekonomicznym szczytem (takie są zasady), nie wiedząc, że wybiera się tam premier Donald Tusk. Kilka dni przed szczytem okazało się niespodziewanie, że premier jednak do Davos jedzie. Jego ludzie uznali, że dobrze by było, gdyby udzielił tam wywiadu polskiej telewizji.
„Rz” spytała dyrektora Agencji Informacyjnej TVP Janusza Sejmeja o kulisy wysłania do Davos Hanny Lis. I dlaczego nie ona rozmawiała w studiu z Tuskiem.
Dyrektor Sejmej odparł, że sprawę zostawił w gestii „Wiadomości”, i nie jest zorientowany. Musi mieć pół godziny, by się dowiedzieć. Było to zdumiewające, bo „Wiadomości” nie mają szefa i kierować nimi powinien zwierzchnik, czyli dyrektor AI.
Podczas naszej następnej rozmowy Sejmej znał już odpowiedź: to „Wiadomości” zdecydowały o wysłaniu Lis, która poleciała do Davos rządowym samolotem i nim wróciła (wówczas redakcja nie ponosi kosztów przelotu, ale słono zapłaciła za nocleg). Lis nie przeprowadziła wywiadu, bo na jej akredytację umożliwiającą wstęp do strefy, w której są telewizyjne studia, nie pozwoliła szwajcarska policja. Ktoś zapisał zły numer jej dokumentu tożsamości. Dane nie zgadzały się z nazwiskiem. Kto zawinił, nie wiadomo.