- Jak to jest możliwe? Kiedy to się stało, wezwałam moich przyjaciół i mój kolega był świadkiem tego, że była policja i powiedzieli, że: "proszę pani, my nic nie zrobimy, nie możemy pani pomóc, bo pani nie rozpoznała świadków" - mówiła Cugier-Kotka w TVN24.
Dziś po południu Cugier-Kotka stawiła się w jednej z komend policji i spędziła tam kilkanaście minut. Jak powiedział rzecznik komendanta głównego policji podinsp. Mariusz Sokołowski, kobieta nie złożyła jednak formalnego wniosku w sprawie pobicia. Rozmawiała chwilę z policjantami, by następnie wyjść do dziennikarzy czekających przed wejściem.
Bohaterka spotów wyborczych PO i PiS została zaczepiona przez trzech mężczyzn na jednej z ulic w Warszawie. Twierdzi, że zaczęli ją wyzywać, a potem szarpać i kopać. Napastnicy mieli zwrócić się do kobiety: "Możesz mnie w d... pocałować sprzedajna dz... PiS-u".
- Domagam się od rządu, osobiście od premiera, od wicepremiera Schetyny, od ministra sprawiedliwości Czumy, żeby sprawcy zostali schwytani i odpowiednio potraktowani - skomentował sprawę prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS zapowiedział też, że jeśli będzie trzeba wynająć Cugier-Kotce ochroniarza, PiS to zrobi. - Pani wyświadczyła nam przysługę i czujemy się odpowiedzialni za jej sytuację, chociaż wolelibyśmy żyć w kraju, gdzie tego rodzaju ochrona nie jest potrzebna. Pod rządami PO Polska naprawdę maszeruje w stronę Białorusi - zaatakował Kaczyński.
Anna Cugier-Kotka już pod koniec maja mówiła w [link=http://www.rp.pl/artykul/310775.html]wywiadzie dla "Rzeczpospolitej"[/link], że otrzymuje anonimowe pogróżki i musi wysłuchiwać wulgarnych inwektyw. "To jeszcze bardziej mnie utwierdza w przekonaniu, że mam rację" - mówiła wówczas.